Polska

Tu zawsze była jakaś granica (Pieszo wokół Polski 2022)

By on 3 lipca 2022
Pieszo wokół Polski 2022
Dzień wędrówki: 18
Pokonany dystans: 445 km
Odcinek: Gołdap – Augustów

Pole jak każde inne. Bele siana leżą w cieniu przewijających się po niebie chmur. Elektryczne pastuchy cichym pykaniem dzielą hektary pomiędzy sąsiadów. Na nasz widok zając ze zdziwieniem zatrzymuje się na środku pylastej drogi w pełnym żarze popołudniowego słońca.

Nic nie wskazuje na to, że kiedyś była tu spora wieś. Golubie w 1939 roku liczyły 420 mieszkańców. Była tu szkoła, poczta, karczma. A potem przyszedł rok 1944, z nim Armia Czerwona i już nic nie było. Golubie – jako jedną z pierwszych miejscowości w Prusach Wschodnich – żołnierze radzieccy zniszczyli doszczętnie, a kto nie uciekł, ten został zamordowany. W latach 70. kilkanaście polskich rodzin pracowało w miejscowym PGR, aby ostatecznie opuścić to miejsce w 1988 roku. Po pięciu wiekach istnienia wsi zostały tylko kopczyki zarastających kamieni. Coś, co dla mieszkańców Golubiów wydawało się wieczne, teraz obraca się w pył.

– Tu zawsze była jakaś granica – mówi starszy mężczyzna, który rzucił rower w rowie, siedzi na jego skraju i pije piwko („Niedziela, na działce porobione, to się należy”) – Tutaj właśnie granica Prus przebiegała. Do końca życia, jak ojciec wybierał się do sąsiedniej wsi, to mówił, że do Niemiec jedzie. Na początku nie rozumiałem, myślałem, że starego poświrowało, że za Odrę się wybiera – opowiada – Tutaj wszystko było umocnione, rozminowywali to po wojnie. Jak miałem 12 lat, to się ganialiśmy po korytarzach fortyfikacji. Wszystko tam jeszcze było, rury, wielkie metalowe drzwi. Ale poprzepalali i na złom sprzedali.

– Jak się tu żyje? – pytamy – Spokój. Ale sklepu nie ma. Szefowa jeszcze przed pandemią biznes zwinęła. Teraz trzeba jeździć 16 km. No i pracy nie ma dla młodych. Szczególnie, jak granicę zamknęli – mówi. Handel z Rosjanami z obwodu kaliningradzkiego miał pewien udział w przygranicznej gospodarce, stąd aż po Trójmiasto. Rosjanie przyjeżdżali na zakupy do tutejszych centrów handlowych, oblegali tutejsze Biedronki. Był też handel nielegalny. Mięso jeździło z Polski do Rosji, z powrotem fajki i paliwo. Jak wzmożyły się kontrole, to po prostu zainwestowano w „służbowe” passaty. – Mają duże baki, więc tankowano do pełna, a resztę zlewano. Przejście w Grzechotkach nazywano dlatego „Passatowo”. Bo same passaty granicę przekraczały – opowiada nam Wiesław – Stacje po rosyjskiej stronie zainstalowały też krawężniki przy dystrybutorach, tak żeby podczas tankowania najeżdżać na nie kołem i żeby do baku więcej wchodziło.

Pani Lucyna od lat pali tylko rosyjskie papierosy. Paczkę ma za 9,50, kupuje się w wiadomych mieszkaniach w bloku. Wciąż, mimo że złote czasy przemytu minęły. Najpierw w 2016 zawieszono mały ruch graniczny, potem dodatkowe obostrzenia przyniosła pandemia. – No a teraz ta wojna! – wzdycha – Oni są tam przecież odcięci teraz. Zawsze była tam bieda, a teraz to pewnie jest jeszcze gorzej.
Z dala od rozjechanych dróg prowadzi nas Greenvelo – wschodni szlak rowerowy wykreślony przez 5 województw, o niebagatelnej długości 2071 kilometrów. Prowadzeni nim odbijamy się od trójstyku granic z Rosją i Litwą i obieramy zgoła inny od dotychczasowego kierunek – południe. A wraz z nim diametralnie pogarsza się pogoda.

– To przez te Wigry. One albo przyciągają albo odpychają burze – tłumaczy pani Teresa sprzedająca sękacze z przyczepy kempingowej w cieniu pokamedulskiego klasztoru. Obecność kamedułów przed wiekami jest tu równie wyraźnie zaznaczona, co wizyta Jana Pawła II w 1999 roku. Kamień, w miejscu, gdzie lądował helikopterem, statek Tryton, którym odbył rejs, czy tablica wspominająca przejazd przez wieś Bryzgiel.

Niestety, wspomnień z wizyty papieża wydaje się być tu więcej niż daszków, pomiędzy którymi skaczemy jak żaby w wyścigu ze spadającymi strugami wody. Te dopadają nas, kiedy idziemy spać. Nieświadomie rozbijamy się pośrodku zlewiska okolicznych wód. Po kilku minutach ulewy, przez namiot przewala się prawdziwa rzeka. Skłębione bałwany wody wlewają się do środka. Czujemy się jak na pokładzie Titanica, do pełni nieszczęścia brakuje tylko orkiestry skrzypków. Ewakuujemy się niczym Jack i Rose. Co prawda nie na drzwi, ale na stół piknikowy, gdzie jak rozbitkowie na wyspie otoczonej wodą wypatrujemy suchszych dni.

Polem, łąką, lasem mijamy zapomniane przystanki autobusowe pasące się pośród wysokich traw i wiejskie sklepiki, gdzie Czas odmierza się wizytami listonosza z rentą. Wymęczeni ulewą i wychłostani wiatrem cumujemy w Augustowie, dokąd prowadzi nas pieśń o Beacie. Tej Beacie z Albatrosa, restauracji z dancingiem, który mimo ekonomicznych sztormów wciąż unosi się na powierzchni. Żegnamy się z miastem dźwiękami dzwoneczków procesji Bożego Ciała. Idziemy na spotkanie Białegostoku i kolejnych deszczowych fal.

Pieszo wokół Polski 2022
Dzień wędrówki: 23
Pokonany dystans: 574 km
Odcinek Augustów-Białystok

Z czarno-białego zdjęcia lekko uśmiecha się starsza kobieta z włosami schowanymi pod kolorową zapewne chustą. Mężczyzna obok niej uśmiech schowany ma pod długą, białą brodą. Nie wyróżniają się spośród dziesiątek innych par, które zostały pochowane na cmentarzu Staroobrzędowców w Gabowych Grądach. „Kiedyś te brody nas wyróżniały. Teraz jest łatwiej, bo i brody modne się stały” – mówi nam pani Lena.

To jedna z czterech w Polsce gmin staroobrzędowców, czyli wyznania powstałego w XVII wieku w wyniku rozłamu w Rosyjskim Kościele Prawosławnym. W dwudziestoleciu międzywojennym żyło ich w Polsce kilkadziesiąt tysięcy, teraz jest ich kilka tysięcy. W Gabowych Grądach i okolicach niecałe pięćset.

Liturgia w molennie, czyli cerkwi, jest w języku staro-cerkiewno-slowiańskim. „Ale między sobą mówimy w naszej własnej odmianie rosyjskiego” – opowiada pani Lena. W latach 80. molennę z Pogorzelca przewieziono do sąsiedniej wsi i zamieniono w kościół katolicki. Czy to samo stanie się z całą ich wiarą? „Ano przetrwaliśmy tyle niełatwych wieków, to i przetrwamy kolejne” – uśmiecha się pani Lena.

Podobnego szczęścia nie mieli Żydzi i Tatarzy od kilku wieków zamieszkujący Suchowolę. Po nich pozostała tylko garść budynków i centrum kultury tatarskiej. Dzisiaj przez miasto przejdzie XX Europarada Orkiestr Dętych, a gwiazdą wieczoru będzie Urszula. Scena pnie się u stóp pomnika pochodzącego stąd księdza Popiełuszki. Nad wszystkim góruje monstrualnej wysokości łuk, pozostałość białostockiego ołtarza z wizyty papieskiej roku 1997. Między tym wszystkim, pośród bodaj najbardziej zróżnicowanej kulturowo części Polski, stoi on – pomnik środka Europy. Bo stało się tak, że w 1775 roku środek ten wytyczono nie gdzie indziej, a właśnie na środku rynku trójkulturowej Suchowoli. To bodaj najbardziej symboliczny monument na naszej dotychczasowej trasie.

Przed zapomnieniem uciekli niektórzy mieszkańcy Sitawki. Obok każdego z wizerunków, które namalował na stodołach Arkadiusz Andrejkow, zawieszono tabliczki z krótką informacją kto zacz. I tak poznajemy Wiktora Klozę, który codziennie rano przed śniadaniem pijał łyk spirytusu z konwalią, dzięki czemu dożył ponad 90 lat. Anzelma Borodzińskiego, robiącego najlepsze składaki we wsi czy Romualda Kozłowskiego – pasjonata dobrej kawy i ciasta, właściciela jednego z głosów odśpiewujących modlitwy na pogrzebach mieszkańców wsi.

W tej okolicy to jedyna sposobność na „spotkanie” z mieszkańcami, bo przydomowe ławeczki – kiedyś uginające się od rozmów po zmrok – teraz świecą pustkami. „Nie wiem, czy to przez pandemię czy telewizję. Teraz ludzie pochowani po domach. Ale może to jeszcze kiedyś wróci” – zaciąga pani Teresa, która zaprasza nas na kawę i ciasto. Kiedy napełniamy wodą trzecią już tego dnia butelkę, upał jest przeraźliwy. Naszym odciśniętym w rozgrzanym asfalcie podeszwom butów przyglądają się przydrożne krzyże i kapliczki. A tych z każdym krokiem coraz więcej. Są miejsca, gdzie sprzed każdego z domów spogląda na nas jeden ukrzyżowany Chrystus.

Krzyżowe apogeum następuje w Świętej Wodzie. Przy sanktuarium Matki Bożej Bolesnej oprócz źródełka z wodą leczącą choroby wyrósł prawdziwy las krzyży. Są ich tutaj tysiące! Wierni stawiają je w swoich intencjach. Najwięcej jest o zdrowie i siłę w walce z nałogami. Sporo jest też w intencji maturzystów. Krzyże stawiają też grupy zawodowe. Ten, unoszący się na promieniach posrebrzanych rur, postawiła Krajowa Rada Duszpasterska Pracowników Wodociągów, Kanalizacji, Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska.

My taki szczególny punkt odnajdujemy w Białymstoku, gdzie odkładamy drugi na naszej trasie kamień. Ten dostałem jeszcze przed wyjazdem do Ameryk w 2016 roku razem z dokładnymi współrzędnymi geograficznymi miejsca, skąd został zabrany. Po sześciu latach wraca do swojej kamienistej macierzy.

Idziemy dalej – na spotkanie Krainy Otwartych Okiennic, cerkwi i kolejnych krzyży. Tym razem tych prawosławnych.

 

TAGS
RELATED POSTS

SOCIAL COMMENT

LEAVE A COMMENT