Polska

Cały świat to jeden wielki Chełm (Pieszo wokół Polski 2022)

By on 8 lipca 2022
Pieszo wokół Polski 2022
Dzień wędrówki: 35
Pokonany dystans: 861 km
Chełm

Chełm znany był jako „miasto głupców”. Dla przedwojennych Żydów był takim Wąchockiem – obiektem żartów o głupocie jego mieszkańców. Historyjki te zresztą wciąż są popularne wśród Żydów w USA i Izraelu. Opowiastki o Chełmie spisał m.in. noblista Isaac Bashevis Singer, a książeczki na ten temat powstają do tej pory. Miesiąc temu ogłoszono też, że za animację o głupcach z Chełma bierze się Sacha Baron Cohen, znany jako Borat czy Ali G. Zresztą prasa zagraniczna zapowiada tę produkcję właśnie jako opowieść o „miasteczku pełnym Boratów”.

Wiele osób czytających te opowiastki, w USA czy Izraelu, nawet nie zdaje sobie sprawy, że Chełm istnieje naprawdę. To takie nulle part – takie nigdzie i wszędzie zarazem. W jednej zresztą z opowieści Żyd z Chełma wyprawia się do Warszawy i zawsze, kiedy zasypia, ustawia buty w kierunku marszu, żeby wiedział, gdzie iść rano. W nocy jednak ktoś przekręca mu buty, a Żyd – przekonany, że trafił do Warszawy – wraca do Chełma. Zdziwiony tym, że Warszawa wygląda jak Chełm, podąża dalej – widzi taką samą ulicę jak ta jego, taki sam dom, a drzwi otwiera mu taka sama żona. „Na Boga, w Warszawie też mają taką Zlatę?” – krzyczy. A potem wypowiada zdanie, które od tej pory jest niepisanym mottem miasta: „Cały świat to jeden wielki Chełm”.

Coś w tym jest. Po tym weekendzie w Chełmie mamy wrażenie, że to taka Polska w soczewce, ale liczba ważnych i wyrazistych historii na kilometr kwadratowy występuje tu w większym stężeniu niż gdziekolwiek indziej. Ale na pierwszy rzut oka tego nie widać. Miasto wygląda niepozornie. Na rynku trzy kebaby, jeden przy drugim – dzisiaj spokojne, chociaż kiedyś miał tu miejsce jeden z nowożytnych ataków na kebab (opisanych zresztą w książce „Kebabistan”, choć incydent przypisano tam Chełmnu, z którym zwyczajowo Chełm się myli). Resztę uroku niskich kamieniczek zasłania reklamoza (chociaż niebawem ma tu wejść w życie ustawa krajobrazowa). No i rozsiane po mieście graffitti z Chełmianką Chełm i największą na naszej trasie liczbą krzyży celtyckich. Najciekawsze jest pod tym wszystkim, pod jakże typowo polską tkanką miejską. Dosłownie i w przenośni.

Pod samym centrum miasta rozciąga się kilkanaście kilometrów podziemi kredowych. Pan Zbyszek Lubaszewski z tutejszego PTTK, który oprowadza nas po Chełmie, śmieje się, że to „zabytek łamania prawa”, bo kredę wydobywano tutaj nielegalnie, kopiąc po prostu drugi lewel piwnicy pod swoimi domami. Kredę wydobywa się zwykle w kopalniach odkrywkowych, Chełm jest chyba jedynym miastem na świecie, gdzie pozyskiwało się ją z podziemnych tuneli. Nie świadczy to zresztą o mądrości Chełmian – niekontrolowane wydobycie prowadziło do zawaleń, w tym tego niedawnego, sprzed półwiecza, kiedy to pod przejeżdżającą ciężarówką zapadła się ulica. Podziemia kredowe są największą atrakcją miasta. One i ukazujący się tam zwiedzającym etatowy duch Bieluch, ten sam, którego znacie z serka, produkowanego zresztą w mrocznej fabryczce na obrzeżach Chełma.

W czasach PRL-u Chełm promowano jako pierwszą stolicę Polski Ludowej. Jak mówiła propaganda, to właśnie tu ogłoszono 22 lipca 1944 roku manifest PKWN (w rzeczywistości został zatwierdzony w Moskwie). Uczono o tym w szkołach, a miasto w związku z tym cieszyło się specjalnymi przywilejami u władz. Mówi się, że dlatego też w 1975 roku Chełm został stolicą dodatkowego, 49. województwa. Za PRL-u było tu muzeum manifestu, do dzisiaj ostały się dwa pamiątkowe murale, ale tak mocno wypłowiałe, że widać je tylko, gdy się wie, że tam są. Można by to pewnie jakoś turystycznie mądrze i edukacyjnie wygrać, ale PRL źle się niektórym tu kojarzy. Jakiś czas temu próbowano zorganizować przy okazji 22 lipca w tym kierunku wydarzenie, które z dystansem traktowałoby chełmską historię właśnie z tego okresu, ale pojawiły się głosy protestu gdzieś z samej góry i pomysł upadł. Po niedoszłym ewencie zostało tylko piwo Lipcowe produkowane przez pewien czas przez miejscowy browar Jagiełło, na pamiątkę tego z PRL-u.

Trochę podobnie jest tu z tą żydowską historią. Przez lata, do II wojny światowej, Żydzi stanowili w Chełmie większość mieszkańców. W czasie wojny prawie wszystkich wymordowano. To właśnie w Chełmie, jeszcze w grudniu 1939 r., miała miejsce pierwsza masowa zbrodnia na Żydach, tzw. marsz śmierci. Pozostałych wymordowano w obozie zagłady w Sobiborze. Mieszkający przed wojną w Chełmie, Szmul Zygielbojm – członek Rady Narodowej przy rządzie na uchodźtwie w Londynie, po świecie błąkał się potwornym i szukał kogoś, kto by się tym przejął, aż w końcu w 1943 roku popełnił samobójstwo, chcąc zaprotestować wobec obojętności świata na zagładę Żydów. Skwer jego imienia, ławeczka z jego podobizną oraz mural z przejmującym listem, który napisał przed śmiercią, czekają na swoje otwarcie, ale już budzą kontrowersje. Na meczu Chełmianki z Siarką Tarnobrzeg na jednej z trybun kibice wywiesili transparent z napisem: „Nasza tożsamość, nasza kultura. Nie dla skweru Szmula”. Czy chodzi o to, że boją się tutaj, że z upamiętnianiem historii będzie jak z tym Golemem? Że wypowiedzą jedno słowo, a ono przywoła z martwych jakiegoś wyobrażonego potwora?

Golem, wedle żydowskiej legendy, potwór ulepiony z gliny i ożywiony za pomocą jednego słowa, miał ponoć zainspirować Mary Shelley do stworzenia postaci Frankensteina. Niewielu wie, że historia najprawdopodobniej pochodzi nie skąd indziej a… z Chełma. Najstarsze źródła tę opowieść łączą właśnie z tym miastem, a nie z czeską Pragą, która wokół Golema dorobiła się całego marketingu. Tutaj, w Chełmie, Golema spotkaliśmy tylko jako smak lodów czekoladowych w miejscowej kawiarni Imbryk (śmietankowe nazywają się Bieluch). A także w opowieściach cudownych ludzi, dzięki którym zakochaliśmy się w Chełmie, mieście pełnym znaczeń, mieście o nietuzinkowej historii, która w tak przedziwne sposoby rezonuje z dzisiejszą rzeczywistością. Chełm to Wy, dlatego tak nas on zauroczył.

Dziękujemy Panu Zbigniewowi Lubaszewskiemu, prezesowi PTTK w Chełmie za oprowadzenie o mieście i refleksję nad tym, że historia i sposoby jej opowiadania może więcej mówią o teraźniejszości niż o przeszłości, Kasi i Mariuszowi Klimczakom za wycieczkę nad herbatą po nieistniejącym żydowskim Chełmie w ich przytulnym lokalu Prosto na Krzywej (mieszczącym się notabene naprzeciwko budynku synagogi, gdzie teraz znajduje się knajpa Mckenzee Saloon), a także Justynie Nafalskiej, która po latach wróciła do Chełma i ma do niego nie tylko serce, ale i oko. Bez Ciebie nie byłoby nic, co przeżyliśmy w Chełmie, jesteś najlepsza. Dziękujemy także za opowieści Dominikowi, Damianowi, Jackowi i pracownicom Muzeum Ziemi Chełmskiej im. W. Ambroziewicza w Chełmie. Na pewno wrócimy. Bo naprawdę jest do czego.

Pieszo wokół Polski 2022
Dzień wędrówki: 38
Pokonany dystans: 950 km
Zakole Bugu

„Dzień dobry, tutaj Straż Graniczna w Horodle. Dostaliśmy informację o dwójce piechurów, którzy kręcą się w najdalej na wschód wysuniętym krańcu Polski. To państwo?” – słyszę przez telefon stojąc po pas w pokrzywach. „To my!” – odpowiadam do słuchawki. Doszliśmy tak daleko na wschód, jak to możliwe! Chociaż nie wytyczyliśmy naszego szlaku tuż przy samych granicach, to chcemy dojść do najdalej na wschód, południe, zachód i północ wysunięte punkty naszego kraju. A przynajmniej zbliżyć się do nich tak blisko, jak to możliwe. Pierwszy z nich tuż pod nami! 70 km od Zamościa, 20 od Hrubieszowa i kilometr od przejścia granicznego w Zosinie, którego baczne oczy musiały nas wypatrzeć.

Tę podróż wokół Polski mieliśmy zrealizować jeszcze 2020 roku, ale przyszła pandemia. Pomysł odłożyliśmy więc na za rok, potem na za dwa. Bez większego lęku. „Przecież granice się nie zmienią” – śmialiśmy się. Wyszło zupełnie inaczej. Nie mogliśmy zbliżyć się do granicy z Białorusią. A potem wybuchła wojna za kolejną z granic.

Coś, co od przeszło siedemdziesięciu lat wydawało się stabilne i ugruntowane, na nowo zafalowało. Przypomniało, że na mapie świata jesteśmy nie lada szczęściarzami. Że choć wojny nie zaznaliśmy zaledwie od dwóch pokoleń, to coś tak ulotnego jak granice traktujemy jak najstabilniejszą rzecz na świecie. A w istocie to nic innego jak linia na mapie, którą można zmazać i rząd słupków, które można rozjechać.
Za tym zakolem Bugu teraz rozciąga się Ukraina. Kiedyś była Polska. W przyszłości mogą być Chiny albo Stany Zjednoczone. Albo coś jeszcze innego? W życiu pewne jest tylko to, że po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój.

 

TAGS
RELATED POSTS

SOCIAL COMMENT

LEAVE A COMMENT