W pogoni za zachodzącym słońcem – droga do Rio cz.5
Słów kilka jak się tutaj dostałem i dlaczego gwardia cywilna ścigala mnie… helikopterami o.O
Espania jak przystało na piekło dla autostopowiczów nie chciała mnie wypuścić że swoich ciepłych objęć i czym bliżej było granicy tym trudniej się łapaŁo. Kolejna próba na autostradzie skończyła się robieniem z siebie głupka „że nie wiedziałem, że nie można”, bo przecież w Polsce nie mamy autostrad 🙂 szybki rzut oka na Google maps i znalazłem obiecujące miejsce z którego mógłbym się z Sewilli wydostać. Areczek jest mądrzejszy niż Google maps i znalazł skrót którym miał dostać się na drugą stronę rzeki a prawie dostał się do wojskowego aresztu…
Na stacji benzynowej szukając drogi ucieczki na zachód. Gdybym nie szukał jej z kartonem mrożonego wina pod ręką to może zauważyłbym poligon na mojej drodze…
Przerzuciłem się przez autostradę, znalazłem jakaś dziurę w potężnej siatce, przeczołgałem się i już! Wystarczy tylko przejść przez jakąś wielką łąkę porośnięta niewysoka trawa. Ale coś tu nie grało – poorane to jakieś, tu i tam jakieś naboje, atrapy samochodów i zabudowań. Ślad gąsienicy? O.o dźwięk nadlatującego śmigłowca powiedział mi że wpakowałem się na taki mały poligon Gwardii Cywilnej! Widok rodem z Czasu Apokalipsy, brakowało tylko Walkirii Wagnera z głośników 🙂 Czekałem tylko kiedy walną serią i modliłem się żeby trafili w plecak, bo jego nic nie przebije 😀 postanowili mnie jednak nie zastrzelić tylko udusić pyłem, który lądując wzbili do tego stopnia że zaparło dech. Chłopakom musiało się nudzić bo podobno tutaj to norma i ludzie notorycznie tu wchodzą. Tak czy siak skończyło się na odprowadzeniu do bramy i uścisku dłoni 🙂
Rzeka samochodów płynąca do Portugalii. Tylko jak wyłowić moją metalową rybkę?
Nie ma lepszej rzeczy na obiad jak arbuz – najesz się, napijesz i jeszcze rozbawisz klientów upierdzielając się cały jak świnia
Jest tylko jeden właściwy kierunek!
Dalej to już prosta sprawa – przedarcie się na piechotę na drugą stronę miasta, Jose który kupił mi kanapkę i napój i wywiózł do jakiejś dziury, Francisco – stary hippis który stopem zjechał pół świata, a teraz swoim ogórkiem zabrał mnie z trasy i dał baniak wody, pierwsze spotkanie z Portugalkami (weźmiecie mnie? Jasne, nie ma sprawy, nadrobimy nawet drogi 😀 to będzie dobre miejsce do stopowania!) i Jose de Maria (autor 4 książek, kapitan statku, były muzyk, a teraz handlarz domami o.O) i… jestem! Jestem w krainie w której nie rozumiem ani słowa 😀 PORTUGALIA!