Brazylia

Ilha Grande czyli 106 plaż, 7 zatok i 1 jezioro w namiocie

By on 10 września 2016

Pojechali! Najpierw pożegnanie z dziewczynami, które przez cały Czas w Rio mnie gościły. Rita i Dżeni  -dwie niezastąpione kobitki, które były mi niczym matka. Chociaż nie chciałem to zrobiły kawę, chociaż nalegałem to kiedy wstawałem miałem już śniadanie, chociaż nie chciałem to uprasowały pranie które nastawiłem. Dzięki Wam przeogromne za wszystkie wieczory i poranki! Ciężko było się rozstać ale droga wzywała. A Rio nie chciało puścić ot tak bez przygód…

img_20160905_105649

Doturlałem się na stacje kolejową, z której chciałem chwycić pociąg na przedmieścia. Słoneczko świeci, stoję przykładnie daleko od torów, przykładnie się uśmiecham i momentalnie atmosfera na peronie gęstnieje. Wszyscy patrzą na mnie. A raczej na to co dzieje się za mną. Odwracam się a tam… biegnie żołnierz z bronią w wyciągniętej ręce i celuje we mnie! ZNOWU?! Co takiego zrobiłem? Ale facet przebiega obok prawie mnie przewracając i leci dalej. Znowu się obracam i widzę że hen, daleko dwóch chłopaczków przeszło przez dziurę w płocie i idą wzdłuż torów. Kiedy zobaczyli (albo usłyszeli) ścigającego ich żołnierza puścili się jak szaleni i… uciekli mu 😀 nie świadczy to zbyt dobrze o kondycji żołnierza ale wyobrażacie sobie jakiegoś sokiste, który tak zareagowałby na „brutalne wtargnięcie” na tory? 😀

Dotoczyłem się na przedmieścia, drugie tyle przeszedłem żeby znaleźć dobre miejsce do łapania (pewnie do teraz można zobaczyć tam kałuże mojego potu). Mogłem wybrać dwie drogi – wydaje się szybszą w głębi kraju, albo wolniejszą, biegnącą zakolami i przez mniejsze wioski wzdłuż wybrzeża. Wybór mógł być tylko jeden – oczywiście wybrzeże. Droga BR 101.

img_20160905_164100Jedyna właściwa droga – na południe!

Pierwsza noc na plaży słuchając jak szkolna orkiestra ćwiczy swoje największe przeboje na jutrzejsza paradę. Następnego dnia postanowiłem wczłapać na górę z której powinien być powalający widok. Idę i widzę że całe wzgórze otoczone jest drutem, a gdzieś na końcu dróżki stoi wartownicza budka. Kolejne miejsce gdzie trzeba sypnąć złotym dukatem? Natura polaka i prawilnego górołaza podpowiedziała mi że nie da się ogrodzić góry! Znalazłem jakiś slaby punkt w ogrodzeniu, przewaliłem się przez nie z moim majdanem i dawaj pod górę! Chaszcze, kamienie, nachylenie jakieś 45-55st więc dosłownie ryję glebę. Przewalam się przez kolejne druty kolczaste rozcinając sobie przy tym rękę. Pterodaktylowate ptaki patrzą na mnie jak na wariata (jeśli ktoś widział mnie z dołu to też musiał tak pomyśleć). W końcu docieram na szczyt. Widok powala chociaż oczywiście musiałem trafić na chmury więc z epickiego widoku pozostał naprawdę fajny widok. Przez myśl przeszło mi nocowanie na szczycie, ale deszcz, który zaczął padać skutecznie mi ten pomysł z głowy wymył. Schodzę na dół i widzę… ścieżkę! No może nie ścieżkę ale przynajmniej wydeptaną trawę. Schodzę nią, mijam budkę którą widziałem wcześniej i co? Okazuje się kompletnie pusta! Wcale nie musiałem ryć gleby, rozcinać sobie dłoni na drucie, przewalając się przez te całe chaszcze – mogłem tam wejść jak człowiekopodobny turysta.

img_20160906_061905

img_20160906_143658

img_20160906_141614

img_20160906_150147

Kolejnego dnia wskakuje do motorowej łodzi, za którą przepłaciłem jak bum cyk cyk (zamiast 14 reali zapłaciłem 30 (!!!), ot moja (nie)znajomość języka) i po ponad godzinie na wodzie rzucamy kotwicę na Ilha Grande. Sama wyspa to cud na ziemi – 106 plaż jak z obrazka, zatoczki z błękitną wodą, złocisty piasek, dwa super szczyty. Przez 360 dni świeci słońce. Więc kiedy ja tam przyjechałem trafiłem na 5 dni cholernego deszczu! Chmury, pioruny i deszcz każdego rodzaju, cytując klasyka „Doświadczyliśmy każdego możliwego rodzaju deszczu. Były małe kapuśniaczki i wielkie ulewy. Deszcz zacinający z boku i taki, co padał jakby z dołu w górę. Kurczę, lało nawet w nocy”. W pewnym momencie kałuża w moim namiocie urosła do tego stopnia, że zastanawiałem się czy nie założyć hodowli karpia. Pada nie pada, nie po to płaciłem 3 dyszki żeby tej wyspy nie zobaczyć.

img_20160907_125156Ja i moje dwie przepłacone 240konne koleżanki w drodze w krainę deszczu

img_20160907_112234

img_20160907_132133

img_20160907_132247

img_20160907_133101

img_20160907_133241

img_20160907_134045

img_20160907_141346

img_20160907_160355Dla niektórych łódki są tam niczym Bracia 🙂

Przeszedłem 5 plaż, do niektórych żeby dojść trzeba albo przepłynąć, albo przejść bród. I tak było mi to obojętne bo cały Czas byłem mokry od deszczu 🙂 oczywiście zapomniałem o tak prozaicznej rzeczy jak przypływ i na ostatniej plaży zostałem na noc odcięty od świata… Kiedy następnego dnia (jakkolwiek dziwnie to zabrzmi) odeszły wody zachciało mi się gór, więc zacząłem blisko 100km trekking wzdłuż wyspy. A że chociaż po górach chodzę często i gęsto i lubię je nieprzeciętnie to po tropikalnej jeszcze nie chodziłem. A góro łazi się tu zupełnie inaczej. Liany, chaszcze, śliskie głazy, walące się na głowę bambusy, 30st C, 70% wilgotność powietrza, deszcz, moje 18kg na plecach i jakieś wielkie czarne, zwierzopodobne coś co lazło za mną przez dobrą godzinę. Żeby odstraszyć to wielkie coś co robiło w lesie więcej hałasu niż ja (a oto ciężko zważając na gabaryty mojego plecaka) klaskałem (jeśli nie używałem dłoni do chwytania się badyli aby przeprawić się przez rzeczkę czy powaloną kłodę) albo śpiewałem (jeśli nie klnąłem na czym świat).

img_20160908_094244Chmury, nie chmury, idę!

img_20160908_101119

img_20160908_113621Gdzieś tam podobno są szczyty

img_20160908_114226

img_20160908_070158

W nocy na mojej drodze lawina błotna całkowicie skasowała jedną ze ścieżek, cieszyłem się że nie ze mną (kilka lat temu 19 mieszkańców nie miało tego szczęścia i zginęło porwanych przez błoto, kamienie i całe bambusowe zagajniki). Ostatnia noc więc i miejsce do spania nie codzienne, bo pod murami więzienia! Co prawda nieczynnego ale jeszcze do 1994 przetrzymywano tutaj groźnych przestępców. Rano dwie ostatnie paróweczki + dwie bułki i po tak uroczystym śniadaniu stanąłem twarzą w twarz ze sztormem, który zaczął królować na oceanie. W drodze powrotnej wskoczyłem do stawikoźródełko podobnego czegoś co 300 lat temu używali żołnierze transportujący więźniów, w końcu jako tako się oporządziłem i dalej jazda na kontynent!

img_20160908_111708Gdzieś w bambusowym lesie, na bambusowej ławeczce… Kilkaset metrów dalej kilka takich bambusowych tyczek zwaliło mi się na głowę :/

img_20160908_134013

img_20160908_162403Może w słoneczny dzień nawet bym się na niej pohuśtał. Ale wtedy myślałem żeby odpiąć deseczkę i na tych linach samemu zawisnąć…

img_20160909_174120Nocleg z widokiem na więzienie i opuszczone „więzienne” miasteczko

img_20160908_131838

img_20160910_060951

img_20160910_065008Oczko wodne, którego 300 lat temu używali żołnierze transportujący więźniów. Działało wtedy, działa i teraz. I przepierkę można było zrobić, i włosy umyć, i przypadkowych turystów rozbawić, którzy myśleli że jestem aktorem odgrywającym scenki sprzed rzeczonych kilku stuleci 🙂

img_20160910_085153W drodze na dół, po 100km w górach, ta mała osada wydawała się metropolią

Ślizgam się na dół, wbiegam do miasteczka, widzę odpływającą barkę, drę się na całe gardło, dosłownie wrzucam swoje graty do odpływającej łajby, przeskakuję metrową dziurę pomiędzy nabrzeżem a łajbą i… jestem! Uciekam z tej przeklętej dla mnie wyspy, z dala od deszczu, z dala od gór, z dala od czarnego zwierzęco podobnego czegoś. Czas ruszać w drogę.

img_20160908_074058

TAGS
RELATED POSTS

SOCIAL COMMENT

LEAVE A COMMENT