W pogoni za zachodzącym słońcem – droga do Rio cz.7
No i stało się! Po 7 dniach podróży i przejechaniu 3928 km doturlałem się do celu! Jestem w światowej stolicy tramwajów i schodów zwanej Lizboną! Ale nie dotarłbym tutaj nigdy gdyby nie kilku wspaniałych ludzi 🙂
Postanowiłem nie jechać autostrada ale małymi, bocznymi drogami. To był strzał w dziesiątkę 🙂 Najpierw Vitor (kiedyś Victor ale było za długie więc naturalnie się skróciło 🙂 miłośnik komedii BBC, który w swojej chłodni zmroził mi plecak) i Maria (pracownik firmy transferującej turystów z lotniska do hoteli). Ktoś z jej firmy dał ciała i nie odebrał Francuzów z hotelu dlatego nagle musiała mnie zostawić na środku autostrady. I wtedy pojawiła się Susana Zatrzymała się dla autostopowicza drugi raz w życiu i to w takim miejscu, że raczej nikt by tego nie zrobił. Nie tylko zabrała do swojego pięknego domu na portugalskiej wsi, gdzie razem z wiekową babcią i ciotką nakarmiła grzankami, napoiła kawą i rozgrzała innym specyfikami (i naprawdę nie chciało mi się stamtąd wyjeżdżać, czułem się jak u swojej babci, czy wszystko mam, czy czegos potrzebuje. Jak w domu 🙂 ) ale jeszcze zawiozła dalej do Sao Marcos de Serra! Dzięki jeszcze raz za wszystko :*
Sao Marcos to dziura jakich mało, najbardziej strome ulice jakie widziałem, dwa sklepy przy drodze i… to wsio! Słońce zachodzi, samochody prują 100km/h i weź tu człowieku łap cokolwiek. Miałem sporo Czasu więc nie specjalnie mi się śpieszyło, ale żeby nie było stanąłem i łapie. Aż tu nagle zatrzymuje się Natallia. Zaczeliśmy rozmawiać po portugalsko-hiszpańsku, a ostatecznie pogadaliśmy po polsku, bo okazało się że Natallia wychowała się na Białorusi! Podrzuciła mnie pod samą bramę wielkiego parku obok lotniska, w którym chciałem się przespać, zasypując na koniec masą brzoskwiń i pomarańczy! Dziękuje jeszcze raz 🙂
A że to stolYca więc postanowiłem obmyć stopy w zraszaczach trawy, które akurat działały w parku, ogolić się i założyć nową koszulkę, których zapas powoli się kończy. Przez następne kilka dni przeczesywanie Lizbony i okolic, a potem… Rio!