Panama

Koniec z autostopem. Zaczynam iść!

By on 12 listopada 2017

„Zwariowałeś!” słyszę głos w głowie. Myślę o krajach pomiędzy Kolumbią a Meksykiem, słysze jeszcze raz co mówili mi o nich ludzie na południu i co sam wiem. I sam sobie nie wierze, że chce to zrobić. Co mianowicie? Chce przejść Amerykę Środkową!

Ten pomysł wpadł mi do głowy z kolejnym kamykiem, który wpadł do mojego buta. A było to jeszcze na południu Argentyny. Siedziałem razem z 4 wyrzeźbionymi w drewnie Indianami patrząc jak księżyc odbija się w górskim jeziorze. I myślałem o drodze. O tym co już na niej przeżyłem, co przede mną i jak ta droga przebiega. O istocie podróżowania. Myślałem o ludziach których spotkałem, innych podróżujących. W tym jeziorze odbijałem się i ja, dlatego patrzyłem też w siebie. Jak się zmieniam, co od drogi dostaje, a czego w środku zaczyna brakować. I tak turlałem sie na północ, a ze mną mój pomysł, który się rozrastał i kształtował. Ale dalczego? Dlaczego chce to zrobić?

Dlaczego przestaję jechać, a zaczynam iść?

  • Mam wrażenie, że jadę za szybko. Omijam wiele interesujących, chociaż zupełnie nie turystycznych miejsc. A co ważniejsze omijam wielu ludzi. Kiedy okazjonalnie robiłem jakieś dystanse w Ameryce Południowej zawsze spotykałem rzeczy, miejsca, malunki, budynki, które mnie zadziwiały, fascynowały i skłaniały do zatrzymania się. Z okna pędzącego samochodu przypominałyby jedynie rozmazaną plamę. Nigdy bym ich nie spotkał gdybym nie wyskoczył z asfaltowej, rwącej rzeki pełnej wielkich, metalowych ryb, i nie szedł wolno jej brzegiem. Czas zwolnić. Poruszanie się piechotą to najlepsza prędkosć do poznawanie świata.
  • Chce sprawdzić siebie. Czy jestem w stanie to zrobić. To będzie coś wielkiego, bo teren tropikalny, malaryczny, górzysty. Chcę udowodnić sobie (i pewnie światu), że nie jestem taki cienki jak mi się wydaje. Może jestem bardziej wklęsły niż wypukły, cienia nie rzucam, zawsze ostatni, na zawodach najgorszy. Ale udowodnie, że mogę przejść kilkaset/kilka tysięcy kilometrów pchając swój wózek pełen kamieni.
  • Jestem trochę znudzony autostopem. Lubię, szanuje, doceniam i kocham miłością szczerą. Ale po 15 miesiącach codziennego wyciągania kciuka, dzień i trasa wyglądała schematycznie. Chowasz namiot, stajesz przy poboczu i po kilku minutach/godzinach jedziesz. Wysiadasz i łapiesz znowu itd. Schemat goniący schemat. A ja chce gonić marzenia.
  • “My Mama always said you’ve got to put the past behind you before you can move on.” Forrest Gump prawdę Ci powie. Przez ostatnie 15 miesięcy turlałem się wzdłuż i wszerz Ameryki Południowej. Mojego największego marzenia i najgłębszego snu. Teraz Czas na nowy kontynent i nowy karaibski krąg kulturowy. Muszę wziąć oddech, odciąć się od tego co było. Co prawda od mojej południowoamerykańskiej kochanki jestem teraz odgrodzony Darien Gap – 160km nieprzebytej dżungli. Ale potrzebuje swojego wewnętrznego oczyszczenia i głębszego oddechu. Czas na coś nowego. Ten moment nazywam „Przejściem”.

 

Jak przygotowałem się do Przejścia?

Przez ostatni miesiąc mojej pracy w hostelu na panamskim wybrzeżu pracowałem trochę nad moim ciałem. Rozciąganie, bieganie, pływanie, ćwiczenia. Starałem się przyzwyczaić do tropikalnych upałów. Rzecz najważniejsza – jeszcze w Kolumbii kupiłem na ulicy najtańsze buty. Te Nike’i co prawda ze znaną marką mają wspólną tylko charakterystyczną łyżwę, ale lepsze to niż klapki 🙂 Ciekaw jestem ile par butów zniszcze w trakcie swojej drogi.

Zastanawiałem się czy nie kupić takich butów ale coś mnie tchneło, że to chyba podróbka 🙂

Przygotowałem też Rydwan Śmierci. Tandetny wózek dziecięcy, na który załadowałem swój plecak, zapas wody, żywności, garnuszek do gotowania w plenerze, kraciastą płytę znalezioną na stercie gruzu, a która może pomóc przy gotowaniu. Do tego trochę drewna i papieru. Całość zabezpieczyłem folią budowlaną i spiąłem rozciągliwymi linkami. Troche przed deszczem, a trochę żeby nie kłuło w oczy potencjalnych złodziei. Jak koń zaprzęgę się w chomąto i popcham/pociągnę mój domek w stronę Alaski.

Samo kupienie tego wózka to była niezła przygoda. Prawde mówiąc nie myślałem gdzie i jak go zdobędę. Mówiłem sobie, że „przyjade do Panamy i kupie tu wózek”. Okazuje sie jednak że to wcale nie takie proste. Przeczesałem sklepy budowlane, markety, sklepy dla mam. Godziny spędzone w Internecie, dziesiątki mejli, wiadomości. I nic! Myślałem nawet czy nie ukraść wózka sklepowego 😀 W ostateczności poszedłbym z plecakiem na plecach. Czułem jednak że stawy nie byłyby z tego zadowolone, a po latach dałyby o tym znać.

Ostatecznie pomogła mi Paulina, moja przyjaciółka z Polski. Znalazła odpowiedni na jednym z portali z używanymi rzeczami. To wózek do joggingu z dzieckiem marki Jeep. Ciekawe czy jest tak wytrzymały jak amerykański pierwowzór 😀 Ma troche mocniejszą konstrukcje i większe szosowe koła. Kiedy już go dostałem powybijałem zbędne elementy, zainstalowałem kilka „półeczek” i wymyśliłem najergonomiczniejszy sposób rozmieszczenia rzeczy (który i tak pewnie się zmieni). Zobaczymy jak będzie na trasie.

Ale zanim do przekazania mojego rydwanu doszło, wyrywałem włosy z głowy. Komunikacja z tym człowiekiem była okropna! Dziesiątki wysłanych wiadomości i czekanie na odpowiedź godzinami. Ogarnięcie miejsca i daty spotkania przypominało obliczenia NASA dotyczące lądowania człowieka na ksieżycu. W końcu nie wiedziałem czy on nie chce w ogóle sprzedać tego wózka czy nie chce go sprzedać gringo! Nie chciałbym uogólniać, że wszyscy Panamczycy są tacy nie ogarnięci. Ale w hostelu, w którym pracowałem, odebrałem dziesiątki telefonów od Panamczyków, którym ewidentnie głowa służyła tylko po to, aby nie lało im sie do środka podczas deszczu. Ogrodnik nie był wcale lepszy. O paniach z kasy w markecie już lepiej nie wspomnę. Ale może trafiłem tylko na roztargnione osoby. A może…

A może tak naprawdę przygotowania (i cała ta trasa) zaczeły sie od wyobraźni? Wyobrażałem sobie (i nadal to robię) co złego może sie wydarzyć. Wyobrażałem jak ciężko będzie podchodzić pod górki, jak ciężko będzie w szczerym słońcu, jak niebezpiecznie na obrzeżach miast. Wyobrażam sobie dni kiedy będę spał w ulewnym deszczu pod koniec pory deszczowej. Wyobrażałem sobie gdzie zostawiać wózek chcąc wejść do jakiegoś budynku, jak ten wózek zabezpieczyć. Wyobrażam sobie jak zabraknie mi wody i jedzenia. Przyglądałem się dokładnie poboczom, aby wiedzieć jaki typ wózka będę potrzebował. Wyobrażałem sobie te najcięższe chwile żeby zminimalizować zaskoczenie kiedy w końcu nadejdą. Bo dwóch rzeczy jestem pewien – że osiągnę założony cel i że po drodze będę miał dziesiątki kryzysów.

Jaki mam pomysł aby przejść i nie paść?

Plan jest dobry, bo jest prosty. Zakłada pokonywanie ok 30km dziennie. Po każdych 10km zrobię godzinną przerwe żeby gdzieś w cieniu palmy rzucić kilkoma przekleństwami po co i na co to robię 😀 Postaram się iść od 6 rano do ok 12 i od 16 do 19. Będę szedł opłotkami, raczej omijając duże miasta. Z racji bezpieczeństwa oczywiście, bo duże miasta zawsze pełne są typów spod ciemnej gwiazdy. A wsie, jak do tej pory, były ostojami spokoju.

Słyszałem o kilku wariatach, którzy przeszli podobną trasę. Sęk w tym, że oni szli po prostej, najszybszej linii. Ja nadal będę szedł tak jak do tej pory, odwiedzając wszystkie punkty które chce zobaczyć. Wracam do zdobywania najwyższego szczytu każdego odwiedzonego kraju (z racji małej przyczepności moich trapek na lodowcach musiałem sobie odpuścić niektóre szczyty w Ameryce Południowej. Rozumiecie, ciężko jest wejść na 6000-7000m w Conversach 😀 ). Dalej też będę dociążał wózek zbierając kamienie z miejsc niezwykłych, żeby kiedyś wrócić tam samemu, albo podarować je komuś innemu iaby ta osoba odłożyła je na miejsce. Jak coś robić to porządnie, tu nie ma miejsca na półśrodki! Bedę wił sie po tych krainach jak wąż 🙂 Wg wszystkich znaków na niebie i ziemi przy szlabanie z Kostaryką, od którego dzieli mnie ok. 800 km, powinienem się zameldować za półtora miesiąca.

Czego się boję?

Na swój wózek chcąc nie chcąc, załadowałem jeszcze jeden ciężar. Lęk. Bo nigdy nie zgrywałem twardziela i teraz też tak nie będzie. Cykam się trochę, bo:

  • przejde poboczami (jeśli w ogole będą istnieć) ruchliwych dróg gdzie ludzie jeżdżą jak wariaci. Ścinają zakręty za nic mając prędkości, odstępy czy wyobraźnie. Boję się, że ktoś zabierze mnie na masce swojego samochodu
  • przejde przez ekstremalnie malaryczne tereny, na których żyje bardzo dużo jadowitych gatunków zwierząt
  • przejde je w końcówce pory deszczowej, kiedy ściany deszczu są tak gęste, że można rozbić sobie o nie głowę. A na pewno obudzić się rano z rozwalonym namiotem. Dla urozmaicenia będzie też żarzące słońce pory suchej, kiedy temepratury skaczą grubo ponad 40 stopni w cieniu. Słońce, odwodnienie, poparzenia. Możliwe, że spale się jak skwarek.
  • przejde przez całą siatkę górskich kordylier może i urokliwych, ale stromych wulkanów. Na szczytach pewnie będę wybuchał tak jak one. Ciekaw jestem czy dam radę czysto fizycznie.
  • co najgorsze przejde przez 3 kraje, które zawsze są w niechlubnej dziesiątce najniebezpieczniejszych krajów na świecie wg raportu ONZ. Morderstwa, rabunki i porwania tam to chleb powszedni.

Ale wiecie co? Będę jak Ryba w Killerze! PRZEJDE TO!


Koniec chrzanienia! „Podróż tysiaca mil zaczyna się od pierwszego kroku” jak mawiał Laozi. Dlatego Czas ruszyć w drogę. Jeśli będziecie przejeżdżać przez okolicę obserwujcie pobocze i wypatrujcie gościa z wózkiem. I trzymajcie kciuki! Przejście Czas zacząć 🙂

TAGS
RELATED POSTS

SOCIAL COMMENT

2 komentarze
  1. Odpowiedz

    Michał

    13 listopada 2017

    A ja tradycyjnie zaproponuję rower, zamiast pieszo 🙂 Tak samo nic nie umknie uwadze, a jednak ciut szybciej i chyba wygodniej 😉

    • Odpowiedz

      Trapez

      13 listopada 2017

      No tak tak 🙂 ale na rower jeszcze przyjdzie odpowiedni Czas. Coś mi po głowie hula żeby północna Ameryke zrobić na rowerze. Wiesz, trzy kontynenty (choć tak naprawdę dwa bo Ameryk Środkowa to nie kontynent) i trzy rodzaje środków lokomocji 🙂

LEAVE A COMMENT