Czarownice z La Paz, czyli stolica spływająca magią
La Paz to najwyżej na świecie położona stolica świata. Bliżej słońca nie jest nawet stolica Nepalu czy Buthanu. Tym, którzy przylatują tutaj bezpośrednio z nizinnej Europy doskierwać może choroba wysokościowa. Z okien samolotu, miasto wygląda jak wydarte górom. Jakby wykipiało z gigantycznego garnca nad którym swoje siwe głowy pochylają dwie staruszki – Huayna Patosi (6088m npm) i Illmani (6430m npm). Wg legendy była i trzecia staruszka Mururali, ale po kłótni z Illmani ta ostatnia rzuciła zaklęcie: Sarja mi! W języku Indian Ajmari oznacza „Przepadnij”. Zaklęcie trafiło Mururali w szyję, jej głowa potoczyla się po płaskowyżu aż trafila na wierzchołek Sajamy, czyniąc z niej najwyższą górę Boliwii (6542m npm). Od tego momentu nad garncem pochylały się tylko dwie siwe głowy. Widziały jak powstała indiańska wioska Choqueyapa do której przybyli konkwistadorzy z pod znaku szabli i misjonarze spod znaku krzyża. Widziała jak powstają drogi bardziej strome niż w San Fransisco, jak bogacze (w przeciwieństwie do większości miast) budowali swoje posiadości w centrum wypychając biedotę wciąż wyżej i wyżej.
Miasto tysiąca gołębi…
… jednego dziwnego zegara, na którym Czas się cofa (cobaczcie ułożenie cyfr)…
… i jednego dziwnego namiotu, który zinspirował nawet policjantów z oddziałów do walki z zamieszkami. Budzili już mnie policjanci, ale Ci z tarczami i gładkolufową bronią nie. Okazało się, że pod tym wiaduktem utowrzyła sie jakaś demonstracja. A policjanci przeprosili i życzyli dobrego dalszego odpoczynku 😀
Dzisiaj miasto może przypominać każde inne miasto w Boliwii. Te same budynki z czerwonej cegły zbudowane bez ładu i składu bedąc przykładem budownictwa „tetrisowego”, chociaż za ogromne kokainowe pieniądze. Te same uliczne budki z jedzeniem i skorumpowani policjanci. Jest tutaj pewne powiedzenie: „Strzeż się peruwiańskich chłopów, boliwijskiego prawa i chilijskich dziewczyn”. Pomimo bardzo rygorystycznych obostrzeń zawsze działa tutaj paragraf 20 albo 50 w zależności od przewinienia – zwinięte 20 albo 50 boliwianów. Miasto troche większe, bardziej ruchliwe, ale u podstaw podobne do innych. Poza drobnymi szczegółami, które czynią to miejsce prawdziwą ciekawostką.
Kiedy już znalazłem piękny kościół, to w środku byl kategoryczny zakaz robienia zdjęć. Ciekawe czy bardziej dla ochrony zabytków czy wpływów z turystyki
Jeden się ostał otoczony szklanymi wieżami
Kościół zamieniony na bank. W La Paz jak w każdej stolicy obowiązuje religia pieniądza.
Teleferico, czyli sieć podniebnej kolejki. W La Paz z racji górzystego terenu nie można wybudować metra i chyba tylko dzięki tej kolejce miasto się nie korkuje, a ludzie nie dostają zawału wdrapując się na strome ulice. Z tego rozwiązania stolica Bolwii naprawdę może być dumna! Szybko, sprawnie, czysto. Europejsko.
Ciekawe miejsce to muzuem koki. Dowiesz sie tam nie tylko o miejscu koki w tradycji i kulturze, ale o składzie chemicznym koki…
…rodzajach i metodach uprawy…
…pozytywnym wpływie na organizm…
… i tym negatywnym…
A na sam koniec dostaniesz przepis z odczynnikami jak wydestylować kokainę 🙂
Ale równie fajne zbiory mają miejscowe kina 🙂 Zawsze szukam małych, lokalnych kin, wchodze, szperam, buszuje od piwnicy po strych. Ale takiego zaangeżowania ekipy, takich programów edukacyjnych i zbiorów taśm mogliby pozazdrościć w Europie.
I po co iśc na jakiś nowy film kiedy można zobaczyć „Złodzieja z Bagdadu” z 1924 roku
W La Paz pomimo znikomej ilości tlenu wszyscy biegają jak nakręceni. Tutaj nie ma Czasu na stanie w kolejkach, szukanie specjalistów i biur. To one wychodzą szukać klientów 🙂
Urząd miasta twierdzi, że lepianka którą postawileś bez pozwolenia musi zniknąć? Ale Twoja edukacja skończyła się w pierwszym tygodniu pierwszej klasy i jedyne co potrafisz napisać to „coca”? Nic prostszego! Przed urzędami czekają na Ciebei panowie z maszynami do pisania, którzy za parę groszy napiszą każde pismo. Z listem miłosnym albo od porywaczy włącznie.
Cieknie Ci zlew albo chcesz się nielegalnei podpiąc pod instalacje elektryczną? Na chodniku czeka już na Ciebie kilkanaście toreb z tabliczkami świadczącymi o prefesji ich właścicieli. Do swojego samochodu zaprosić możesz elektryków, hydraulików, malarzy, tynkarzy, a pewnie i jakiś włamywacz znajdzie sie do otwarcia zatrzaśniętego samochodu.
Chcesz zadzwonić do brata, który nielegalnie siedzi w Stanach Zjednoczocnych, ale jedyny telefon komórkowy, który widziałeś to ten z bilbordu? Kiedy następnym razem wyskoczysz kupić chleb, skarpetki i gazetę, w tym samym kiosku na ulicy w którym kupisz te rzeczy będzesz mógł skorzystać z domowego stacjonarnego telefonu z licznikiem! Takie telefony znajdziesz w absolutnie każdym kiosku często kilka obok siebie.
Na ulicy znajdziesz coś jeszcze – magie. Prawdziwą, w którą wierzy i uprawia prawie każdy mieszkaniec Bolwii z prezydentem Evo Moralezem włącznie. Kiedyś czarownice chowały się w mrokach, a zaglądali do nich tylko chłopi po tym jak odmówili zdrowaśki u stóp Madonny w kościele św. Franciszka. Teraz czarownice nie boją się ciepła czekających na nich stosów, a Mercado de las Brujas to jedna z atrakcji miasta. Znajdziesz tutaj amulety na każdą okazje, zobaczysz przyszłość w liściach koki, a w naparze z bielunia (tutaj nazywanego Anielską Trąbą) przejdziesz przez wrota do świata duchów, gdzie dostaniesz radę, albo zgubisz dusze.
Pojedyncze czarownice spotkać można w każdym boliwijskim miasteczku, ale tylko w stolicy ich stragany zajmują kilka ulic. Obserwując je z zewnątrz można pomylić je z każdym innym sklepem z pamiątkami. Czasami maciupeńkie, Czasami przechodząc przez wąskie drzwi w środku odkrywamy jak w baśni gigantyczny czarodziejski pałac. To co w większości przykuwa uwagę jako pierwsze to zapach ziół, stęchlych skór i spalenizny. Zapach magii. A potem… ususzone płody lam. Włochate albo malutkie bez futerka. W Boliwi dobrym zwyczajem jest stawianie budynków na… szkieletach. Jeśli stawia się budynek mieszkalny w fundamenty wsadzane są zazwyczaje szkielety zwierząt domowych. Ochronią taki budynek przed powodzią, ogniem, piorunem, chorbą i nieszczęściem. Ale duże inwestycje, takie jak apartamentowce i markety, wymagają większego poświęcenia. Wymagają ludzkich kości. Kto odnajduje wieczny spokój w warstwach cementu? Najczęściej robotnicy pracujący na budowie. Pomimo przepisów BHP, obowiązku kasków i butów, często pracuje się tutaj w sandałach czy słomkowych kapeluszach, więc na wypadki długo czekać nie trzeba. Nikt nie otwiera szampana kiedy Jose zaaplikuje sobie gwoździarką kawałek metalu w czaszke, ale z serca inwestora spada potężny kamień. Bo zwłoki Jose zabezpieczone cementem powinny gwarantować ukończenie budowy. Rodzina nie szuka tych zwłok? Szuka, ale… nieznajduje. Ot człowiek wyszedł do pracy i nie wrócił do domu. Albo jeśli wypadek był dobrze udokumentowany, to rodzina dostaje wystarczającą ilosć pesos żeby kupić sobie nowy dome pod warunekim że zwłoki męża/syna/ zostaną pod inwestycją na której pracował. Inne „źródło” to bezdomni. Ich przecież nikt nie będzie szukał. Duże inwestycje wymagają poświęcenia…
Ile kosztuje płód lamy a tym samym powodzenie inwestycji? Od 35 pesos za malutką lamę do 150 za duży płód. Widziałem turystów kupujących je jako pamiątkę. „Chcesz postawić dom?” pytała jedna z czarownic turystkę obmacująca płód. „Nie, chciałam tylko ją dotknąć”. „Skoro nie chcesz stawiać domu nei dotykaj, częśc Ciebie zostanie w lamie, a potem przeniesie się do czyjegoś domu”.
Bezpieczniej jest podotykać amulety na każdą okazje, buteleczki z ciemnego szkła, woreczki pełnych proszków, kryształów i Bóg wie jeszcze czego. Pentagramy z twarzą wojownika jaguara leżą zaraz obok skorup żółwi, krokodylich łap, nóg pancernika, ususzonych węży i obrazków z katolickimi świętymi. Św. Roza z Limy dający urodę dziewczętom, albo Martina de Porres, czarnego świętego rozumiejącego mowę zwierząt. Tutaj wierzenia mieszają się jak w wielkim kotle. Po jednej z mszy zgarnąłem księdza do ławki i pytam, co kosciół o tym sądzi i czy coś z tym robi. „Te wierzenia są starsze od samego Kościoła. Jedyne co możemy to informować, że czarownice i cały kult z nimi związany jest zły”. Pytam, a co z wierzeniami w Pachamame i Boga Słońce? Co z wierzeniemia indian Quechua i Aymara? „Jeśli ludzie wierzą, że na pierwszym miejscu jest Chrystus, a dopiero potem Pachamama to wszystko jest w porządku. Nie chcemy i nie możemy w to ingerować. To jak walka z wiatrakami”. I tak to się tutaj plecie. Rano lud zatapia się w kościelnym kadzidle, a wieczorem okadza się w domowym oltarzyku na cześć ciemnych mocy.
U moich stóp walają się ususzone sowy i łby kajmanów, ale kiedy podnosze wzrok widzę całą ścianę zaczarowanych świec. Są na miłość, na potencje, na cellulit, na kurzajki. Na ustanie słośliwych plotek. Na powstrzymanie śmierci i na sprowadzenie choroby. Na utratę pamięci. Na rozdzielenie kochanków. Obok stoją zaczarowane perfumy. Wystarczy kilka kropel, a każdy mężczyzna będzie Twój. Co ciekawe nie znalazłem odpowiednika dla mężczyzn. Bo dla nich przeznaczone były inne perfumy. Kilka kropel, a klienci bedą lecieć do nich jak ćmy do ognia, a sklep wypełni się pieniędzmi! Na samym końcu czekały zaczarowane mydła i płyny do kąpieli. Kąpiąc się jednocześnie wypowiadać należy Ojcze nasz i Zdrować Maryjo („przed skorzystaniem przeczytaj ulotkę bądź skonsultuj się z czarownic” głosi napis na opakowaniu). Jakie działanie ma zaczarowane mydełko fa? Przyzywa pieniądze, klientów, miłość, zdrowie. Są nawet specjalne mydełka dla studentów przyzywające mądrość. Dla każdego coś dobrego.
Stragany uginają się od mieszanek ziół i 1001 magicznych drobiazgów. Ale jeśli nie znajdziesz tego czego szukasz to czarownice mogą przygotować dla Ciebie specjalny urok. Pod jednym ze stołów widziałem jeden z nich, który czekał na odebranie. Małe tekturowe pudełko a w środku popiół, podkowa, jakieś inne żelastwo, garść ziół i cukierki. Niestey nie chciała mi powiedzieć na co to. Ten wystarczy zakopać, aby zaczął działać. Inne należy spalić, jak ten na bogactwo i boże błogosławieństwo, który wygląda jak matka boska zrobiona z marcepanu ze szlifowanymi kryształami i malutkimi dolarami.
Pomiędzy sklepami na kolorowych dywanikach siedzą yatiri, czardziejscy medycy i wróżbici. W swoich torbach mają amulety, talizmany i magiczne proszki. Z rozsypanych liści koki polanych alkocholem potrafią przepowiedzieć przyszłość i obeserując kilku z nich muszę przyznać, że na brak klientów nie muszą narzekać. Potrafią też rozwiazać problemy z pieniędzmy, w pracy czy na studiach. Ale ludzie ostrzegali mnie żebym ich nie drażnił, bo mają potężną moc.
Na jednym ze stoisk wybuchnąłem śmiechem na widok kolejnego abstrakcyjnego mydła dla rolników mającego przynieść dobrą pogodę i duże plony. Szybko tego pożałowałem, bo sprzedawczyni z widocznym brakiem uzębienia spiorunowała mnie wzrokiem, wysyczała kilka niezrozumiałych słów i robiąc przy tym dziwaczny gest. Chciałbym wierzyć, że ćwiczyła układ choreograficzny do grupy chirleederek. Ale wewnętrzny głos podpowiadał mi żebym wynosił się stamtąd zanim nie zamienie się w żabę, albo stanie się coś straszniejszego niż niezapowiedziana kontrola Urzędu Skarbowego. Nie wierze w takie rzeczy, ale przecież grałem na wyjeździe, a jak wiadomo gospodarzom nawet ściany pomagają więc po co było kusić los.
Ci którzy nie wierzą w opiekuńczą moc magii, wierzą w stare, dobre kłódki. A najlepiej w kilkanaście. Zwycięzcą został sklep z zegarkami zamknięty na 17 kłódek 😀