Pieszo z Panamy do Kanady!
Przeszedłem z Panamy do Kanady pieszo!
22 lipca 2019 dotarliśmy w Vancouver, czyli celu naszej pieszej włóczęgi przez Ameryki.
Bez przygotowania fizycznego, firmowych patronów, dobrego sprzętu, krok po kroku i… jakoś tak samo wyszło. Dopiero, kiedy patrzę na liczby, dociera do mnie, jaka droga za mną:
- 11 794 km pieszo
- 117 857 m przewyższenia, czyli 13 razy wszedłem z poziomu morza na Mount Everest
- 6 najwyższych szczytów poszczególnych krajów
- 384 dni marszu, w tym 173 noce w namiocie i tylko 32 płatne noclegi
- 12 par butów
- 93 razy łatane dętki
No i setki przepięknych spotkań, setki inspirujących ludzi. Bo to właśnie dla nich zacząłem w ogóle iść pieszo. Na tę stronę Wielkiej Wody przedostałem się w lipcu 2016, kiedy to pracowałem jako wolontariusz na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Następnie przejechałem z południa na północ Ameryki Południowej autostopem, którego jestem wprawdzie absolutnym wyznawcą, ale wciąż czułem, że poruszam się za szybko, widzę za mało miejsc, poznaję zbyt mało ludzi.
Nie spodziewałem się, że zacząłem tę wędrówkę, żeby przeżyć to najważniejsze ze spotkań. Po przejściu Ameryki Centralnej i wejściu na każdy najwyższy szczyt odwiedzonego kraju, w południowym Meksyku spotkałem Miłość. Ola w San Cristóbal de las Casas mieszkała od siedmiu lat i jakimś cudem zgodziła się ruszyć ze mną w tę szaloną włóczęgę, przez świat i przez życie. To z nią pokonałem większość trasy: cały Meksyk i USA. Śmiejemy się, że jeśli razem tyle przeszliśmy, to już chyba przetrwamy wszystko.
Zakochaliśmy się nie tylko w sobie, w Amerykach i w życiu, ale przede wszystkim w chodzeniu. Wierzymy, że 6km/h to najlepsza, najbardziej naturalna prędkość. Do poznawania świata, do poznawania ludzi, do poznawania siebie.