Urugwaj

Urugwajski Wilk Stepowy. Krok 1.

By on 5 grudnia 2016

Urugwaj. Plan na ten maciupeńki kraj miałem prosty – zrobić kółko. Wzdłuż północnej, brazylijskiej granicy dobić do wybrzeża, a potem plażami na dół w stronę Montevideo. Kraj mały, zgrabny, więc myślałem że to będzie bułka z masłem. O ja głupi! Jeszcze nie wiedziałem w jakie bagno wjeżdżam żegnany na granicy uśmiechem żołnierza z antenką krótkofalówki sklejoną taśmą klejącą…

img_20161118_153441

Granica argentyńsko-urugwajska to rzeka, z kolejnym mostem którego nie można pokonać pieszo (prosty sposób na zbijanie kasy, prawda?). Ale w przeciwieństwie do identycznego na granicy paragwajsko-argentyńskiej tutaj nie musiałem czarować żołnierza żeby po nim przejść, bo jeszcze przed granicznymi słupkami złapałem na stopa… urugwajską mrówkę 😀 Facet trzy razy dziennie robi kursy przewożąc benzyne w swoim rozlatującym się samochodzie. Pytam ile może na tym zarobić. „100$ dziennie”. 3000 amerykańskich dolarów miesięcznie?! Chyba wiem co chce robić przez resztę życia 🙂

Szybka wizyta w markecie po drugiej stronie i… wiedziałem że będzie ciężko. Tu są ceny jak w Europie! I to w tej bardziej zachodniej, „dewizowej” części 😮 drożyzna przeraźliwa! Puszka najtańszego małego piwa kosztuje 2-3 dolary! Ceny innych spożywek żywcem skopiowane spod wieży Eiffela… Przerzuciłem się na dietę bułko-wodną.

Skok na drugą stronę miasta, rozbijam swój namiot i licząc betonowe owce zasypiam. Już dawno zauważyłem że sypiam bardzo czujnie, budzi mnie najmniejszy szmer, ale w ciągu sekundy oceniam sytuacje i znowu zasypiam dochodząc do wniosku że to palmy albo samochody. Ale kiedy ktoś mówi „Buenas noches, policia” jak pasikonik gotowy jestem do skoku. Gadamy, oni (bo tradycyjnie było ich dwóch) swoimi latarkami robiąc mi dyskotekę w namiocie, ja zaspany próbując wywlec się z niego. „Czego szukasz?” pytają kiedy szamocze się z zamkiem. „Wyjścia” rzucam, ale powiedzieć chce „gnata żeby Was poszatkować”. W końcu wychodzę. „Połóż ręce na owcy”. Myślałem że zaraz zacznie się pornograficzne show dla zoofilów. Ale skończyło się na szybkim przeszukaniu, odwiedzeniu posterunku obok którego jak się okazuje nocowałem, i zaproponowanej mate. Gościnność level expert!

img_20161118_182354

img_20161118_182713

Przy drodze dymiące kurhany. Myślalem że robią tutaj węgiel drzewny, ale jak poinformował mnie pracujący przy nich Jorge wypalają tutaj cegły z torfu. Produkcja jednej takiej piramidy zajmuje kilka godzin, ale podobno jest w stanie sprzedać cegły w niej wyprodukowane nawet za kilkaset dolarów. Ile w tym prawdy nie wiem, ale widok dymiących piramid robi ciekawe wrażenie.

img_20161118_185113

Na czele armii betonowych owiec zawojujemy świat!

Następnego dnia zaczynam łapać i jednocześnie zaczyna sie mój horror. Autostop tutaj to tak naprawdę zabawa w chodzonego. Każdy kto chce tu jeździć stopem zamiast mapy drogowej powinien zaopatrzeć się w dobre buty, bo więcej się nachodzi niż najeździ. Ten kraj jest naprawdę poblokowany! Ludzie tutaj mieszkający są tak niesamowicie zamknięci w sobie, że zastanawiam się czy naprawdę jestem w Ameryce Południowej! Mieszkaniec jednej z wiosek opowiadał mi jak to jeździł po Urugwaju z plecakiem i czekał 3 dni zanim ktoś go zabrał (drugi jego przyjaciel w tym samym Czasie pokonał pieszo ten sam odcinek). Słyszałem opowieści innych obcokrajowców którzy też uznali, że Urugwaj to najgorszy kraj do jeżdżenia stopem. Ja na jednym przystanku autobusowym czekałem 24 godziny! Miejsce po środku pól, wokół absolutnie nic, i równie absolutnie NIKT się nie zatrzymał i nie zapytał czy mam wodę, jedzenie, czy potrzebuję pomocy. Wszyscy pokazują że zaraz skręcają, machając swoimi łapkami jakby na oślep w prawo i w lewo, byle dać jakikolwiek usprawiedliwienie swojego zachowania. To społeczeństwo podszyte jest lękiem, o którym wszyscy mi opowiadają próbując tłumaczyć dlaczego autostop tu nie działa. Ale strach przed czym skoro to najbezpieczniejszy kraj Ameryki Południowej? Dlatego ten niczym nie uzasadniony lęk zamienia się w czystej postaci egoizm. Gdyby każde z moich przekleństw rzucanych na porywisty wiatr, mogło zasadzić drzewo, Urugwaj przypominałby las deszczowy. Złość aż ze mnie kipi i rozpruwa! Jeszcze chwila i naprawdę zrobię gigantyczny napis „EGOIŚCI” i będę z nim stał przy drodze. Jakie to szczęście, że ten kraj jest tak malutki, a nie przypomina Argentyny albo Brazylii!

img_20161120_063959

img_20161120_064015

Zdjęcia z magazynu „Dom i ja”. Artykuł „Jak zaadaptować przystanek autobusowy na dom mieszkalny”

Cudem bo cudem, prośbą i grożbą, jechałem do przodu stojąc cały dzień przy drodze i robiąc porażające odległości – 100km, 200km, 200km, 165km, 95km. Szukałem, zmieniałem, analizowałem możliwe drogi wybierając takie które powinny być najszybsze. Zachaczyłem o miejscowość Melo gdzie swoje smutki i żale próbowałem zapomnieć na imprezie, ale i to się nie udało, bo żadnej nie znalazłem :.( Wydostanie się z tego miasta imprezy graniczyło z cudem, ale kiedy w końcu mi sie udało, pracownicy małego zakładu naprzeciw którego blisko 20 godzin łapałem stopa bili mi brawo i chcieli częstować papierosami 😀 Kiedy kolejnego dnia porzuciłem na poboczu nadzieje (razem z soczystym przekleństwem) i zacząłem iść swoje 100km do kolejnej wioski zabrała mnie para fotografów zostawiając przed komisariatem (gdzie znowu niewiedzieć czemu mnie spisali 😀 w środku wisiała stara fotografia policjantów służących tutaj 15 lat temu, którzy wyglądali wypisz/wymaluj jak z filmu „Przyjeżdża orkiestra”. Niestety nie pozwolili mi zrobić foty L ). Sprzed komisariatu zabrał mnie Carlos, kierowca z głosem i osobowością przypominającą żywcem Roberta de Niro z Goodfellas. W dodatku zatrzymał się nowiutką, bo pięciomiesięczną cysterną Renault. „A bo ja wszystko mam gdzieś. Zatrzymuje się dla każdego!” Jak strzała przelecieliśmy przez miejscowość o dziwacznej nazwie „Trzydzieści i Trzy” i umówilismy się na piwo w jego domu. On pomknął dalej, a ja ostatecznie dojechałem do… Chuy’a.

img_20161120_181015

img_20161121_135920

Urugwajski chleb. Ni to ciastko, ni to bułka. Można jeść w całości albo odrywać płatkami. Tradycyjnie sprzedawany na kilogramy.

img_20161121_140117

img_20161121_170545

img_20161120_174040

img_20161122_063942

Może niezbyt świerza, może niezbt piękna, ale ta twarz mogłaby zawisnąć na bilbordach reklamujących to miasto 😀

img_20161122_153753

Robert de Niro 10kg później. Facet naprawdę mówi i zachowuej się jak z Goodfellas!

img_20161122_154030

A imię jego trzydzieści i trzy. Kto tak nazywa miasta?!

img_20161122_133940

Posterunek na pośrodku niczego. A jednocześnie mój jedyny ratunek nawydostanie się stąd bo ludzie chętniej zatrzymują się przy posterunkach. Przecież wiadomo, jestem obcokrajowcem, który wysysa krew…

img_20161122_154258

„No i chuy, no i cześć”

To miasteczko na granicy brazylijsko- urugwajskiej. Dosłownie na granicy, bo linia dzieląca państwa i miasto przebiega przez… środek głównej ulicy! Wystarczy przejść z jednego chodnika na drugi żeby w magiczny sposób wskoczyć do innego państwa. A gdzie kontrola graniczna? Nigdzie! Podobno punkt graniczny jest jakieś 4 km przed miastem, ale ja prejechałem przez niego i nawet go nie zauważyłem. Kiedy znowu wychodziłem z Chuy’a (ale niefortunna nazwa 😀 ) inny posterunek graniczny poprostu przeszedłem przez nikogo nie zatrzymywany. Tutaj każdy codziennie jest przemytnikiem.

Kręgosłupem całego miasta jest główna ulica. To tutaj znajdują się niezliczone sklepy wolnocłowe i tutaj jeden za drugim zatrzymują się autobusy wypełnionione zakupowymi turystami z Brazylii. Co ciekawe z dobrobytów sklepów na tej ulicy korzystać mogą Brazylijczycy, obcokrajowcy, ale nie Urugwajczycy. Ci kupują towary po zwykłej, obciążonej cłem cenie. Dlaczego? To sprawy polityczno-gospodarcze, których nawet nie próbowałem zrozumieć. Kiedy stałem jedną nogą w jednym, a drugą w drugim państwie, czułem że to jedno z takich miast gdzie nie chce zostać na noc. Wszędzie podejrzane typki wypatrujące czegoś/kogoś na ulicy, podejrzane paczki i pliki bankotów przekazywane z ręki do ręki, z okna do okna równie podejrzanych samochodu.  Pytam ludzi, czy bardziej czują się Urugwajczykami czy Brazylijczykami, na co oni odpowiadają że są stąd, że są z Chuya (czyli że wszyscy są Chuy’ami pytam siebie, znajdując uzasadnienie w zachowaniu kierowców względem autostopowiczów, a w myślach już dzwonie do profesora Miodka 🙂 ). Żeby jednak pracować po brazylijskiej albo urugwajskiej stronie ulicy potrzebne są dokumenty z tego właśnie państwa. Widzialna, niewidzialna granica.

img_20161123_115047

img_20161123_115002

img_20161123_115024

img_20161123_120436

img_20161123_154526

Słupki graniczne. Po jednej stronie Urugwaj, po drugiej Brazylia. Tutaj po dobrej imprezie naprawdę można nie wiedzieć w którym kraju człowiek się znajduje 🙂

Tam zrobiłem szybki zwrot i popłynąłem na południe. Czas było jeszcze raz zobaczyć ocean.

 

TAGS
RELATED POSTS

SOCIAL COMMENT

2 komentarze
  1. Odpowiedz

    li

    3 sierpnia 2017

    Witaj, mieszkam juz prawie trzeci rok w Urugwaju i podzielam twoje odczucia. Urugwaj jest drogi jak chcesz żyć po europejsku to trzeba byc tutaj bardzo bogaty 😉 W kwestii bezpieczenstwa sie z toba nie zgodzę, jako europejska podrozniczka mialabym podobne oburzenie, chociaż znajac tutejsze realia życia, tez nie ufam nikomu bo jest niebezpiecznie, nawet jeżeli jest to najbezpieczniejszy kraj w AP. Ludzie sie po prostu boja i nie ufają nikomu, kto jest brudny i zaniedbany traktowany jest jak okoliczny złodziej lub narkoman. Ktos kto jedzie sam z plecakiem na stopa to cos bardzo dziwnego, moze jest on wariatem a wariatów tutaj pełno bo ich sie nie zamyka w ośrodkach jak w Pl. Jest tez druga sprawa , żeby nikogo nie obrazić Urugwaj to duża wioska, naród jest bardzo prosty. Bułka nazywa sie galleta i jest zrobiona z kilku warst aby szybko nie czerstwiala, podobnie z maltiada, ktora wyglada jak okrągły sucharek, mozna zatęsknić za polskim chlebkiem. Bagayero to osoba a w zasadzie zawód tzw „przemytnik” produktów spożywczych, domowych, w zasadzie jak sie dobrze dogadasz to ci przywiezie wszystko. Oczywiscie zawod ten jest wykonywany przez osoby blisko miast przygranicznych, gdzie sie oplaca. Ryzyko jest duze bo moga im zabrac wszystko co maja w aucie, auto albo mozna iść do więzienia, robota w ciągłym stresie. Dlatego do pracy maja auta klekoty, bagayero zyje bardzo dobrze w Urugwaju. Powodzenia i pozdrawiam z Salto.

    • Odpowiedz

      Trapez

      4 sierpnia 2017

      Hej 🙂 Niestety ciężko jest mi sie wypowiedzieć o mentalności tych ludzi, czy są prości czy nie, bo miałem baaaardzo znikomy z nimi kontakt. Prawie nikt nie chciał ze mna rozmawiać! O wiele trudniej było mi nawiązać kontakt niż w innych krajach. Ale co ciekawe spotkałem w mojej dalszej podróży innych podróżników z Europy i Ameryki Południowej, którzy mieli zgoła odmienne uczucia względem Urugwaju. Opisywali go jako otwarty, gościnny kraj, pełen cudownych ludzi. Aż zacząłem się zastanawiać czy ze mną jest coś nie tak? 😀 Tak czy siak wszystko to co opisuje to jedynie pewne doznania wyniesione z raptem miesiąca w tym kraju. Na pewno kiedy tam mieszkasz rozumiesz go lepiej. Ale co do bezpieczeństwa (albo jego braku) to z miłą chęcią zaprosił bym urugwajczyków do podróży np. do Rio de Janeiro, Limy w Peru, albo miasteczek pogranicza paragwajsko brazylijskiego, żeby przekonali się jak naprawdę może być niebezpiecznie w kraju.

      Ah i to magiczne Salto, z betonowymi owcami na wylotówce, z którego tak długo próbowałem się wydostać 😀 Takze pozdrawiam gorąco!

LEAVE A COMMENT