Misja: Zwolontariatować Świat
Marzenia się spełniają! Owładnięty misją zwolontariatowania świata od zawsze oglądałem olimpiadę w tivipudełku, a teraz jestem jej częścią! Ale jak to się stało, że za miskę ryżu pracuje po drugiej stronie Wielkiej Wody przy największej na świecie imprezie?
Dawno, dawno temu… Tak mogłaby się zacząć ta opowieść bo najdłuższy proces rekrutacyjny zaczął się dla mnie blisko 2 (słownie: dwa!) lata temu! 2 lata temu w pocie czoła wypełniłem kilkustronicowy wniosek i odprawiając szamańskie czary mary wysłałem go do organizatorów. Potem były testy językowe, interaktywne questy, rozmowa na skajpie z bardzo zmęczoną Brazylijką i… dostałem swój listel! Cały wniosek wypełniłem tak, żeby pracować na głównej arenie atletycznej, a trafiłem na… arenę szermierczą! God why?! Przecież ja za cholerę nic nie wiem o szermierce i prawdę mówiąc obchodzi mnie jak zeszłoroczny śnieg! No ale darowanemu stanowisku nie patrzy się w zęby. Jakby to powiedział Gierek: „Możecie być towarzysze przekonani, że my tak samo jak Wy, jesteśmy ulepieni z tej samej gliny i nie mamy innego celu jak ten który żeśmy zdeklarowali. Jeśli nam pomożecie to sądzę, że ten cel uda nam się wspólnie osiągnąć. Jak pomożecie?”
Kiedy orientujesz się, że Park Olimpijski w którym pracujesz jest największym obiektem i centrum olimpijskiego życia. I że kierowanie widzami nie będzie takie proste 🙂
Arena Carioca 1, 2 i 3. „Mój jest ten kawałek podłogi” 🙂
Ten cudowny moment kiedy cała arena budzi się do życia, jeszcze pusta, wygaszona. Idealna żeby porzucać piłką przez całą jej długość 🙂
No i pomagamy 🙂 Najpierw odebranie w mieście samby (zestawu kilku hangarów gdzie tworzone są stroje i pojazdy mieniące się później kolorami tęczy na Sambodromie) całego zestawu ciuchów i gadżetów (worek ze starter packiem wyglądał jak worek świętego Mikołaja). Oczywiście przy okazji pobuszowałem po innych hangarach i po podglądałem jak tworzy się karnawał. Powiem Wam że robi to kolosalne wrażenie! Kiedy kończy się jeden karnawał i minie wywołany tańcem ból nóg zaraz zaczyna się praca nad drugim, więc nowe mechanizmy, figury, pojazdy i stroje tworzone są przez cały rok.
„Jestem sambą, jestem naturalna tutaj w Rio de Janeiro, jestem tą która daje radość milionom brazylijski serc”
Artystyczny nieład. To tutaj rodzi się karnawał.
Pusta platforma delikatnie mówiąc pięknem nie oszałamia. Ale to co na niej powstanie za kilka miesięcy olśni wszystkich na Sambodromie.
Make your mark in historyNo to pozostawiłem 🙂 stonesontravel.com – tutaj tworzy się historia
Cała nasza wolontariacka brać podzielona jest na 3 kolory: zielony (ponoć symbolizujący świeżość i wigor, czyli służbę informacyjną), żółty (energię i coś tam jeszcze, którą muszą cechować się wolontariusze operacyjni) i czerwony (klasycznie – dla medyków). Na większości swoich Wolo walczyłem z ludźmi na pierwszej linii jako dobrovolnik informacyjny, więc i tutaj taką pozycje wybrałem. A że trochę wolontariatów zrobiłem, więc zadania jakoś mnie nie zdziwiły – skanujemy bilety, kierujemy ludźmi, pokazujemy miejsca, sprawdzamy akredytacje itd. Kontaktowa praca z ludźmi na pierwszej linii – to lubię!
To my! Walczący na pierwszej linii w Arena Carioca 3
Patryk – chyba najlepszy wojak z jakim pracowałem. On ledwo mówi po hiszpańsku, ja ledwo po portugalsku ale jak robić sobie żarty z mediów to tylko z nim 🙂
Co dostaliśmy od organizatorów? Pełen uniform, darmowe przejazdy po Rio w Czasie Olimpiady (Rio jest ogromne! Niektórzy dojeżdżają 2 godziny do pracy. Ja mam 20 min na piechotę ale znowu podróż do centrum zajmuje mi ponad godzinę 😀 ), posiłki w trakcie dnia pracy, ubezpieczenie, dwa bilety i… tyle. Szkoda że nie było zakwaterowania no i rekompensaty przelotu. Z tego powodu zamiast 70tys miało być nas 50tys a jest o wiele mniej, bo ludzie się wykruszyli. Nie mieli kasy żeby tu przylecieć. Trochę to odbija się na wieku wolontariuszy – mam wrażenie, że więcej niż na innych imprezach jest tutaj ludzi starszych. To świetnie! Świetnie dopóki z braku ludzi nie robi się z nich średnio ogarniających liderów. No ale ci co przylecieli zobaczyć mogą Olimpijskie koła od tej szarej, codziennej strony, a nie od kolorowej pokazywanej w mediach. A co można zobaczyć?
Zasada nr 1: Zawsze wybieraj tę kolejkę po wszamę gdzie stoi więcej żołnierzy. Ona zawsze idzie szybciej. A przyznać trzeba że wszama jest tutaj niesamowita!
Ano można na przykład pomóc swojej reprezentacji. Nasze szpadzistki dzielnie walczyły na mojej arenie i przychodzili oglądać je inni nasi sportowcy, więc żeby uprościć im jak najbardziej życie ponaginałem trochę przepisy. Nie macie odpowiednich przepustek i teoretycznie nie możecie tędy przejść ale musicie drałować 2 kilometry dookoła? Jak to nie możecie! Proszę bardzo! Żeby cokolwiek zjeść/wypić trzeba drałować 10min? Absurd! Przecież tutaj jest catering „wyłącznie” dla mediów (i naszych z orzełkiem na piersi). Chcecie zobaczyć jakiś mecz ale dobre miejsca są zajęte? Coś wykombinuje, dajta mi chwilę. Ja ze swojej strony zrobiłem wszystko żebyśmy medal zdobyli, no a oni to już niestety inna historia. Polskiej Telewizji też pomogłem znaleźć najlepsze miejsca (niekoniecznie legalnie) aby zrobili dobre ujęcia. Może w zamian nie będę musiał płacić abonamentu?
Próbowałem przebić się do wioski olimpijskiej ale bramki były niesamowicie wąskie i nawet z moimi włosami jako taranem nie mógłbym się tam przebić. No ale apartamenty naszych i tak można było zobaczyć z daleka 🙂 A naszych sportowców z całkiem bliska. Nawet ze zbyt bliska, bo kiedy przechodziłem przez ulicę czwórka naszych cyklistów robiących trening wokół wioski prawie mnie rozjechała…
Można zobaczyć, że „Spider-cam” podwieszony na linkach pod sufitem to zmyślne urządzenie dopóki te linki się nie urwą, a zawieszona na nich całkiem ciężka kamera nie zrobi zbliżenia makro na twarz wolontariusza. Takie pamiątkowe zdjęcie dostał jeden z Wolo przy okazji dostając gratis rozkwaszoną twarz (i kasę z ubezpieczenia 😉 ).
Można spotkać znanych i lubianych. Albo chociaż znanych i nie koniecznie na stadionie. Wracałem z centrum ok. północy, przespałem swój przystanek i zaspany turlałem się kawałek do domu. Widzę – koszulka z napisem „POLSKA”. No to podbijam i zaczynamy rozmawiać. Twarz jakaś znajoma, pytam jak się nazywa. Klaudiusz. Widzę że kątem oka lustruje czy zrobiło to na mnie wrażenie. Wrażenie to robi na mnie facet targający na gigantycznym wózku włączony 50 calowy telewizor plazmowy na którym leci brazylijska telewizja (ale jak? Po co? Dlaczego? Gdzie?). Przez to zaspanie dopiero po jakimś Czasie skojarzyłem że to Sevkovic – teraz członek zarządu PZRP, wcześniej znany ze sprzedaży noży w Mango Gdynia (obawiałem się że za chwile zechce mi wcisnąć jakiś zestaw 98 noży razem z odkurzaczem), a pierwotnie Pierwsza Polska Kwiazta Big Brothera. Fajnie było poudawać że go nie znam, posłuchać jak jarał się golfem (bo mógł pocykać tam fotki z gwiazdami) i ponarzekać na Wolo podczas ostatnich mistrzostw w ręcznej w Polsce 😀
Czasami spotykam tu dziwnych ludzi…
Można zobaczyć, że o ile materiały promocyjne (porozwieszane reklamy, banery itp.) zrobione są w mistrzowski sposób (pełen respekt!), to w szczegółach te areny powolutku zaczynają się sypać. Tutaj odpadnie w przejściu kątownik prawie wbijając się w głowę widza, tutaj odklei się ścianka, tutaj wykipią toalety zalewając połowę areny, a tam wysypie się serwer unieruchamiając bramki na kilka minut. Taaak to duża impreza i takie rzeczy muszą się dziać, ale… to jest olimpiada!
Bo prawda jest taka, że cała ta olimpiada… … trzyma się na dwóch trytkach 🙂 I po raz kolejny trytka uratowała świat przed zagładą!
I tak wolontariatujemy w upale przenikliwym, w strugach deszczu, w salwach śmiechu, tanecznym krokiem, a nasi powolutku, krążek po krążku wypełniają nasz worek z medalami. Ciekawe przy zdobyciu ilu z nich nie do końca legalnie pomagali polscy wolontariusze.