Asuncion. Antyturystyczna stolica.
Do stolYcy wjechałem jak basza, rozwalony na pace pickupa, obłożony ze wszystkich stron piwem i ciastkami. Zrzuciłem graty, szybko znalazłem miejsce do noclegu na szpitalnym parkingu i następnego dnia ruszyłem zbuszować miasto. Paragwaj jaki jest taki jest, ale w stolYcy oczekiwałem zobaczyć cosik fajnego, wszak to stolica. Były oczekiwania… i chyba na nich się skończyło 🙁
Asuncion było jedną z pierwszych hiszpańskich osad w Ameryce Południowej. Kiedyś nosiło dumne miano „Miasta Miast”, bo to stąd wyruszały wyprawy mające na celu zakładanie innych ośrodków hiszpańskiej władzy. W starej części miasta, wypełnionej resztkami budynków z Czasów kolonialnych, unosi się zapach dawnej świetności. Resztkami, bo niestety ich stan aż woła o pomstę do nieba. Gdyby tylko odrestaurować te budynki, poświęcić im trochę Czasu to mogłaby to by być prawdziwa kolonialna perełka w środku Ameryki Południowej. A tak są tylko kruszące się mury, puste oczodoły okien i absurdalnie wąskie wieżowce przypominające wykałaczki.
Dobra, Asuncion to nie tylko stare miasto. Może są tutaj jakieś inne tradycyjne atrakcje turystyczne? Eeeeeee…. nope! Wszystko co warte i polecane obszedłem w pół dnia… Jasne, jest katedra, muzeum kolenictwa (interesujące jak muzeum chleba w podkarpackiej wsi), różowy pałac gubernatora, w którym wystarczy wejść na trawnik żeby strażnik Was obgwizdał i… to tyle. Do ogrodu botanicznego nie odważyłem się pójść. Jeśli to miasto (a nawet całe państwo) wygląda jak wygląda to nie chciałem widzieć jak zwierzaki traktowane są jak zakurzone pluszaki. Jeśli ktoś szuka atrakcji turystycznych to ich tutaj nie znajdzie.
W jednym z muzeów znalazłem zestaw szklanek, które wykorzystywała do picia whiskey jakaś ważna persona w historii Paragwaju. Nie ma co, tutaj wiedzą co jest prawdziwym dziedzictwem narodowym 😀
Biurko używane przez inną ważną personę w historii Paragwaju. Zastanawiam się tylko czy ta plazma też była na wyposażeniu pokoju? I co ten jegomość na niej oglądał?
Dowód na to że warto dobrze się uczyć bo kiedyś Wasze świadectwo może tradić do muzeum i będzie wstyd 🙂 Dokument znalazłem w jednej z gablot muzeum imigracji
Może kino? W poszukiwaniu kin przeróżnych do najdziwniejszych brazylijskich dziur zaglądałem więc i tu żurawia z ochotą zapuszczałem tu i tam. Wjeżdżam do stolicy a tu… Międzynarodowy Festival Filmowy! Lepiej być nie może myślę. Jako rasowy filmożerca myślałem że zjem w końcu coś strawnego (wierzcie mi lub nie ale w całym Paragwaju, a przynajmniej w tej większej połowie w której byłem, nie ma ani jednego kina!). Ale dlaczeeeeego musiałem trafić na takie paragwajskiego straszydło? Może dlatego że było za darmo? Jeśli cała ich licha kinematografia wygląda podobnie to jeśli Wam życie mile uciekajcie przed nią do lasu! Rozmowa po filmie na wyludnionej sali wyglądała tak:
[Prowadząca] – także ten… Co sądzicie o tym filmie?
[Ja] – chodźmy na piwo
<Śmiech>
Ale nie padło więcej ani jedno pytanie, wstaliśmy i się rozeszliśmy 🙂 Tak jak rośliny do życia potrzebują światła tak ja blasku kinowego ekranu. Czas zawijać się w kierunku jakiejś granicy bo chyba tu umrę. To nie jest kraj dla starych filmożerców
Może wieczorem do jakiegoś klubu, nóżkami po przebierać w rytm tutejszych hitów? Eeeeeee…. nope. Tutaj prawie nikt nie spędza wieczorów na ulicy. Boją się czegoś? Jeśli już wychodza się pobawić to do wykwintnych klubów, które ja z powodów różnorakich omijam raczej szerokim łukiem. Przyznam szczerze że brakuje mi brazylijskich fiest na ulicach…
Koncert na ulicy! I to jaki! Ta ekipa naprawdę wie jak podpalić ulice 🙂
Klasyczna budka z uliczną wszamą. Ale mocno nie klasyczna metoda zamocowania plazmy, bo na… drzewie! Kto bogatemu zabroni powiesić telewizor za kilka tysięcy trytkami na lichym drzewie? 🙂
Jeśli chodzi o bojaźń to niespodziewałbym się że to miasto jest tak bezpieczne. Oczywiście wszyscy wokół twierdzą że jest uber niebezpieczne, ale po tym co widziałem i przeżyłem w Rio i innych brazylijskich miastach to tutaj czuje się tak samo bezpiecznie jak w Katowicach. W latach 50’ do władzy w wyniku wojskowego zamachu stanu doszedł Alfredo Stroessner, który dyktatorską twardą ręką prowadził swój kraj, nieszczędząc swoim obywatelom rażenia prądem czy wbijania szpilek pod paznokcie. Nie tolerował nie tyko jakichkolwiek przejawów opozycji ale też przestępczości, więc może dlatego nie jest ona aż tak bardzo rozbuchana (chociaż wcale to nie oznacza że jej nie ma). Co śmieszne i ciekawe w Asuncion jest malutka fawela w ścisłym centrum, zaraz obok katedry i Pałacu Gubernatora. Jest mikroskopijnych rozmiarów, ale wszyscy boją się jej jak największego zła 🙂
Drzwi zabezpieczone… taśmą klejącą 😀 Tjaaaaa myślę że wystarczy…
Większego strachu może nabawić poruszanie się po ulicach. Bez dwóch zdań – Ci ludzie nie potrafią jeździć! Nikt nie patrzy na światła, samochody stają na środku skrzyżowania, a kierowcy dopiero wtedy rozglądają się czy droga jest wolna. Sam byłem świadkiem kiedy motocyklista nabił się na maskę samochodu. Wystrzelił jak z procy, a w ślad za nim kask, którego pewnie nie założył. Myślałem, że ktokolwiek zareaguje, ale reakcja ograniczyła się do wzmożonej klaksoniady. Nikt się nie zatrzymał, a gdybym nie wysoczył na środek drogi i nie zatrzymał autobusu to motocykliste przerobiłby na empanadas. Chwyciłem faceta za kurtkę, ściągnąłem na pobocze, jako tako zabezpieczyłem, opatrzyłem i wezwałem karetkę. A w tym Czasie nikt mi nie pomógł, nikt nie podszedł, nikt sie nie zatrzymał. Co więcej samochody potrącały leżący wciąż na środku skrzyżowania motocykl! A co z kierowcą samochodu, który nadział ofiarę? Tak jak inni, stał i patrzył. Nie piszę tego żeby się pochwalić, ale żeby pokazać jak niebezpieczne są tutejsze drogi, jak nieodpowiedzialni i krótkowzroczni kierowcy, i jak pozbawieni jakichkolwiek podstawowych instynktów pomocy mieszkańcy.
Więc co z tego miasta wywiozę? Wspomnienie smaku chyba najlepszych owocowych sałatek świata (pełen kubek cudownie zmrożonych owoców różnorakich, zalany kremem i sokiem, który u nas kosztowałby pewnie 10-15zł, tutaj raptem 3złote) i nowego laptopa 😀 Przebuszowałem dziwaczne, śmieszne i przerażające trzypiętrowe centrum handlowe wypełnione malutkimi sklepikami zawalonymi komputerami (w całości i częściach), monitorami z kineskopem i nerdami 🙂 tak czy siak po obejściu wszystkich nerdowskich gniazd znalazłem swoje nowe cudo nie najnowszej technologii, które mam nadzieje nie zamienie jak poprzedni laptok w solniczkę (albo w inny sposób nie dokona żywota w moich rękach).
To co kocham tutaj najbardziej. Jedzenie z ulicy. Nikt nie pyta o pozwolenia i papiery z Sanepidu. Facet nalewa sok i kawe z termosa, a kanapkę wybierasz na bagażniku. Proste, smaczne i tanie 🙂
Wywiozę też wspomnienie starszych gości siedzących na drewnianych zydelkach przed kantorami i bez pardonu wymieniających dolary w grubych plikach. I stoiska ze sprzętem do mate i terere (mate tylko w wersji z zimną wodą), który można wypożyczyć na godziny! I wspomnienie upału. Przeraźliwego upału.
A poza tym? Poza tym nic szczególnego niestety… Zdecydowanie ciekawsze od Asuncion są małe, zgrabne wsie i miasteczka Chaco. Okropnie i jednoznacznie ale to niestety jedno z najbrzydszych miast jakie widziałem 🙁 Pozbawione fajniejszych elementów turystycznych, ale co ważniejsze charakteru. Czas na mnie! Zbieram graty, podwijam kiece i lecę! Chce trochę pochodzić po górach, a że jak kochać to księżniczki, jak kraść to miliony, a jak zdobywać szczyty to tylko te najwyższe, więc cisne na najwyższy szczyt Paragwaju 😀 Ale co, gdzie, jak – później! Teraz Czas na ostatnią owocową sałatkę i w drogę!
O, a to co działo się w Asuncion spisałem w takich okolicznościach przyrody. Przyznam że niezgorsze 😀