Argentyna

W Buenos Aires prawdziwe tango tańczy się na dachach

By on 16 grudnia 2016

Od urugwajskiej granicy do Buenos (a raczej do jego przedmieść, bo wokół samego Aires jak grzyby urosło kilka/naście mniejszych miasteczek) doturlałem się w ekspresowym tempie dwóch pojazdów. Przy czym motocyklista, z którym jechałem zaczął się do mnie bezwstydnie podczas jazdy dobierać! Dlatego równie bezwstydnie zdzieliłem go z kasku dając do zrozumienia żeby się zatrzymał.

Moreno, to miasteczko, do którego dorzuciła mnie druga cudowna parka. Miejscowi pytają co tu robie i jakie mam plany. Kiedy słyszą że chce tu nocować mówią „uważaj na siebie, bo nocą sytuacja robi się tutaj nieciekawa”. Myślę ok i patrząc na przelewajace się fale ludzi czekam aż zajdzie słońce. Oczekiwałem scen rodem z Rio a tu… nudy! Zamiast strzelanin i narkotyków tylko dzieciaki jeżdżą na deskach. Dochodzę do wniosku, że po Brazylii chyba już wszędzie bedzie bezpieczniej. I tak to już generalnie jest z tym bezpieczeństwem po tej stronie wody. Ludzie mało podróżują, więc nie mają porównania, a całą wiedzę o swoim kraju zasysają z TiVipudła. Więc myślą że świat to siedlisko zła.

W samym Buenos znalazłem nocleg u ekwadorczyka Joako (człowiek przygotowuje najlepszą kawę i najlepsze muzyczne spektakle na klasycznej gitarze), a chwilę później dobiła do nas Kamila brazylijko-chilijka mieszkająca w Niemczech. I tak w tym międzynarodowym towarzystwie rozebraliśmy Buenos na części pierwsze. Więc jak tu jest?

Bezpiecznie – to chyba najbezpieczniejsze większe miasta jakie spotkałem po tej stronie wody.

Czysto. Ładnie. Zorganizowanie – aż trochę za bardzo jak na moje oczekiwania wobec Ameryki Południowej 🙂

Nowocześnie. I znowu aż za bardzo. Architektonicznie bardziej wolałem Montevideo (sami argentyńczycy mówią że Montevideo jest jak Buenos tylko bardziej rustykalne). Tutaj zatrzęsienie szklanych wieżowców chociaż i pomiędzy nimi można znaleźć architektoniczne perełki.

Kulturalnie. Oj jak bardzo! Po paragwajsko-urugwajskiej pustyni tutaj jest jak w ogrodzie botanicznym. Jeden z ulicznych kuglarzy powiedział mi że scena undergroundowa jest nawet większa niż to co dzieje sie w świetle dnia. A dzieje się dużo! Pochody, marsze, wiece. Galerie, instytuty, publiczne odczyty, a idee i pomysły aż fruwają po ulicach. Bajecznie tanie kina, teatry i sale koncertowe pękają w szwach. Zresztą nawet nie trzeba do tych sal iść bo ulice aż puchną od (w większości wypadków NIESAMOWITEJ) muzyki! Taka ilość zespołów i muzyki że człowiek tutaj nie idzie ale permanentnie tańczy. Scenka sytuacyjna: Siedzę ok 23 na ławce na głównym placu. Nagle słyszę rockową muzykę. Głośno. Coraz głosniej! Tak głośno że zastanawiam się co za wariat ma takie głośniki w samochodzie. I nagle widzę samochód ciągnący platformę a na niej… Rockowy zespół dający taki koncert że szoook! 5 osób, gitary, perkusja, dym, światła. Koncert dla wszystkich i dla nikogo 🙂 Ale mimo genialnych lokalizacji nie ma takiej ilości street artu. Tutaj muzyka i brak ulicznych sztuk wizualnych, w Rio uliczne sztuki wizulane i brak muzyki. Jeśli ktoś szuka południowo amerykańskiej kultury to Buenos jest do tego idealne!

Turystycznie. Zatrzęsienie miejsc które można zobaczyć! Przechadzka po mieście? Zapraszam na fajne nabrzeże. Park? W centrum rezerwat przyrody! Zabytki? Zapraszam do pałaców i kościołów. Restauracje, bary, kafejki. Targi staroci. Największy w swoim życiu jaki widziałem co niedziela w San Telmo. Kilka ulic długich jak Trasa Łazienkowska wypełniona prawdziwymi artystycznymi cudeńkami. Spotkałem tam wielu artystów, jeden z nich dał mi nawet prezent – mape ameryki południowej! Teraz już nigdy się nie zgubie 😀

No i tango. Absolutnie wszędzie! Przed restauracjami, w marketach, na ulicach. Spontanicznie (widziałem jak parka zaczęła tanczyć bo ktoś puścił w domu tango) i zorganizowanie (są place gdzie tańczy się tango co tydzień. 11 grudnia był narodowy dzień tanga więc tylko możecie sobie wyobrazić jak tangoistycznie tutaj było 🙂 ). Ale prawdziwe tango tańczy się poza ciekawskimi wzrokami turystów. Joakin zabiera mnie do dzielnicy gdzie tańczą argentyńczycy. Jest już po północy, myślę że jest za późno, ale on twierdzi że impreza pewnie dopiero się rozpoczyna. Idziemy pustymi ulicami mijając kolejne kamienice. Nagle słyszymy muzykę, która dobiega z któregoś z okien na wyższych piętrach. Joakin dzwoni do zwyczajnych drzwi, takich jakich tutaj setki. „Słucham?”. „My na milonga”. Brzęczyk, otwierają się kamieniczne drzwi i wchodzimy na ostatnie piętro po ciągu długich schódów. Na górze wita nas Penelopa siedząca za biurkiem na którym leży najwidoczniej lubiący łakocie kot Juan. Mijamy ich i wychodzimy na małe patio na dachu. W jednej jej części mała taneczna nadbudówka, w drugiej otwarta przestrzeń. Tam witają nas gwiazdy i około 50 ludzi zatopionych w słabym świetle nielicznych lampek. Piją wino z butelek sprzedawane w rogu ze skrzynki. Mieszają się w dymie tytoniu i marihuany. Pociągnięci muzyką wchodzimy do nadbudówki. Przyćmione świałto, jeden pracujący wiatrak, 5 osobowy zespół pracujący miechami akordeonów i strunami gitar i jeden śpiewak z wibrującym nieskim głosem. Białe koszule i czarne sukienki wirują w tańcu, słychać szelest szurganych po drewnianej podłodze butów. Bije ciepło rozgrzanych ciał. Przytulone twarze, zamknięte oczy. Szyk, elegancja, prostota. Tango.

img_20161210_040127

img_20161210_035952

img_20161210_034038

img_20161210_034907

img_20161210_035313

img_20161210_025502

img_20161210_023636

To w takich miejscach tańczy się prawdziwe tango. Bez ozdób przed wejściem i bilbordów oznajmiajacych „Tu tańczy się smutek i nostalgie”. Musisz wiedzieć do których drzwi zapukać. Bo prawdziwe tango to troche wiedza tajemna. Ale podobnych miejsc, częściowo nielegalnych, jest tutaj wiele. Po katastrofie budowlanej która miała tutaj miejsce kilkanaście lat temu, urzędy wzięły pod lupę miejsca gdzie tańczy się tango i większośc z nich zamknęły spowodu nie przystosowania do tego typu spektakli. Ale właściciele i kochajacy ten taniec wiele się tym nie przejeli i przenieśli się na poddasza i do prywatnych mieszkań. A cała ta sytuacja nadała tylko tajemniczości i smaku tangu.

Buenos to prawdziwie europejskie miasto za Wielką Wodą. Trochę zniekształcone, troche pofalowane ale jakby lustrzane obicie starego kontynentu. Spędziłem tam blisko tydzień, od teatru, przez koncert po piwo na nabrzeżu. Fajny Czas, cudowni ludzie ALE to chyba nie miejsce dla mnie. Nazbyt nowoczesne. Ale ta kultura… no ale nie można mieć wszystkiego. Chyba że mieszkasz we Wrocławiu 🙂

img_20161210_161815

img_20161208_163016

img_20161209_171542

img_20161208_160227

img_20161208_123245

img_20161208_153350

img_20161208_154040

img_20161210_163502

img_20161210_175132

img_20161211_112940

img_20161211_114349

img_20161211_123258

img_20161211_130947

img_20161211_131827

img_20161211_150525

img_20161211_151052

img_20161211_155215

img_20161211_173019

img_20161211_184353

img_20161211_195705

img_20161211_024129

img_20161211_034908

img_20161208_213301

img_20161213_134208

img_20161213_132345

img_20161213_210436

TAGS
RELATED POSTS

SOCIAL COMMENT

LEAVE A COMMENT